„Czuję ogromną przynależność do Polski” – Czesław Mozil

Czesław Mozil
11 kwi 2015
Paulina Wojkiewicz

Czesław Mozil – wokalista, kompozytor, akordeonista, producent muzyczny. Lider polsko-duńskiego zespołu Czesław Śpiewa. Jako rodowity zabrzanin, mieszkaniec Warszawy z krakowskim meldunkiem i częsty bywalec rodzinnej Kopenhagi ? jak przystało na prawdziwego obywatela świata, żyje na trzech walizkach.

 

Ciężko sklasyfikować Twoją muzykę. Jest to polaczenie popu, kabaretu, a zabawne teksty wyśpiewujesz z dziwnym akcentem. Czy ta mieszanka  to efekt życia w Danii, a może chęć powrotu do polskich korzeni?

Jest w mojej muzyce wszystko co wymieniasz. Pewnego razu zacząłem śpiewać po polsku, i jak usłyszałem to potem na nagraniach, to zakochałem się w brzmieniu polskiego języka śpiewanego. Przychodzi mi to łatwo i uwielbiam to robić.

Twoja muzyka to swoista wędrówka i mozaika dźwięków. Przenikanie się indywidualnych historii, kultur, losów.

Moje piosenki są bardzo proste, może trzy , cztery chwyty. Jestem wystarczająco długo muzykiem, by wiedzieć, że nie trzeba być wybitnie utalentowanym, by stworzyć cos fajnego, co spodoba się ludziom. Zawsze kochałem proste rzeczy i nie wstydzę się tego.

Czesław już nie tylko śpiewa. Jesteś właścicielem włoskiej restauracji, marki ubran dla dzieci, jesteś jurorem w dużej stacji telewizyjnej. Jak to wszystko godzisz?

Zawsze bylem bardzo pracowity powiedziałbym wręcz, że jestem pracoholikiem. Staram się uczyć nowych rzeczy, to jest niezwykle interesujące. Kiedyś ktoś mi powiedział, że trzeba mieć plan b,c,d,e,f, że nie da się żyć tylko z muzyki. Teraz te same osoby mówią, że mi odbiło. Tak naprawdę robię te wszystkie rzeczy, żeby być blisko z przyjaciółmi i żeby za 30 lat móc nadal koncertować, bez względu na liczebność publiczności. To daje wolność.

Myślałeś kiedyś, że mogłoby Ci się nie udać?

Teraz częściej w siebie wątpię niż kiedyś, bo co to znaczy, że ma się udać? Czy to, że się sprzeda demówke po koncercie? Czy to, że istnieje na rynku? Kiedyś mi się wydawało, że jestem najlepszy na świecie, teraz mam więcej pokory i więcej od siebie wymagam.

Dodatkowo wydajesz książkę, uchylisz rąbka tajemnicy?

Książkę pisze Jarek Szubrycht, który jest – wg mnie – jednym z najciekawszych dziennikarzy muzycznych w Polsce. Spędziliśmy wspólnie mnóstwo czasu. Jarek przekonał mnie, że stworzymy wspólnie ciekawy projekt poruszający wątki emigracyjne. Książka jest napisana lekko. Dobrze się ją czyta. Premiera nastąpi 7 października.

Eksperymentujesz również z muzyka. Zbliżający się festiwal 3×3 to barokowe brzmienia orkiestry Arte Dei Suonatori, fortepian Marcina Maseckiego, gramofony DJ’a Lenara i Twoj akordeon. Jaki będzie efekt tego mnożenia?

Mam głęboką nadzieję, że efekt będzie fantastyczny. Orkiestrę Arte Dei Suonatori miałem okazję poznać dzięki Bolette Roed, znajomej, która gra u nich na flecie prostym. To piękne, że możemy razem tworzyć, bo wierze, że to będzie długoterminowa współpraca. Znam moich muzyków  (Hans’a Find Møller (gitara elektryczna), Marie Louise Von Büllow (kontrabas), Troels’a Drasbeck (perkusja), ich energię, i to jak potrafią świetnie współpracować z innymi muzykami. Nasz kwartet i ich kwintet – to musi się udać! Mieliśmy trzy dni prób i jesteśmy przygotowani. Będzie mnóstwo pięknych nut!

Płyta z wykorzystaniem wierszy Czesława Miłosza nie była Twoją pierwszą, która bazowała na poezji. Po pewnym koncercie w Krakowie podszedł do Ciebie Michał Zabłocki, znany jako autor tekstów dla Grzegorza Turnaua. Wykorzystałeś poezję pisaną przez internautów na portalu Multipoezja, dopasowałeś muzykę i wyszło znakomicie. Skąd ta słabość/upodobanie do poezji?

Moja matka była polonistką. Słabość do poezji wyssałem z jej mlekiem. Michał jest projektantem tekstów, składa je linijka po linijce. W dodatku jego wysoki poziom empatii sprawia, że teksty które pisze dla mnie, odzwierciedlają mnie i moje postawy. Te teksty są moje.

Ta słabość, o której mówisz wynika z wrażliwości?

Może z wrażliwości, ale również, że znajomości własnych ograniczeń. To ważne, żeby wiedzieć czego się nie potrafi, za co się nie zabierać.

„Mówiąc ogólnie, sztuka nie może być przeintelektualizowana, tak jak nie chodzi o to, by traktować ją niepoważnie. Trzeba tylko uważać z interpretacją i szufladkowaniem, dla kogo są dane emocje. Sztuka jest wolnością, nie służy temu, by ograniczać ją barierami.”

Lubię wierzyć, że sztuka jest dla każdego, kto po nią sięga. Także dla kogoś, kto nie posiada wiedzy historycznej, ani żadnej innej na jej temat. Można wzruszyć się oglądając „Madame Butterfly” mimo, że nie zna się języka włoskiego, albo zachwycić się obrazem, bez wiedzy, co przyświecało jego autorowi, gdy go malował.
Jest taka „policja chopinowska”. Ile razy słyszałem, że ten pianista grał Chopina zbyt ekspresyjnie. A skąd ta pani wie, jak to się gra? Czy ona słyszała Chopina na żywo? Czy ona ma jego nagrania? Dlatego właśnie orkiestra Arte Dei Suonatori gra barok, tak jak go czuje, na swój własny, indywidualny sposób. I to jest piękne, że artyści wprowadzają nową jakość do muzyki klasycznej i nadają jej indywidualny charakter.

Twoje koncerty maja coś z performance’u, z teatru, każdy Twój występ to muzyczny spektakl. Na koncertach muzyka przeplata się z autobiograficznymi anegdotami i nietuzinkowymi żartami. Skąd przychodzi do Ciebie inspiracja?

Inspiracją są dla mnie ludzie, których spotykam i wśród których żyję. Ostatnio przychodzi do mnie Pan z propozycją zaśpiewania Tanga Żydowskiego na Festiwalu Kultury Żydowskiej. Sam bym na to nie wpadł, nie odważyłbym się. A tu propozycja pojawia się sama.

Czujesz się obywatelem świata?

Remarque powiedział: „My, obywatele świata! Nie należymy ani tu, ani tam! Ani do ziemi opuszczonej, ani do tej nowej!”  Nie czuję się obywatelem świata, bo czuję ogromną przynależność do Polski. Natomiast muzyka i nowe projekty pozwalają mi kosztować świata, którego cały czas jestem głodny. To tak, jak pójść próbować nowej kuchni. Czuję, że udział w międzykulturowych projektach mnie wzbogaca. Mogę podróżować i dzięki temu poszerzać swoje horyzonty.

Twoja płyta „Księga Emigrantów. Tom I” to płyta o trudnej miłości do ojczyzny, ale też o pustce, jaka się pojawia, gdy tej miłości brakuje. To płyta o weryfikowanych przez codzienność marzeniach.

Myślałem, że temat emigracji jest zawsze aktualny, ale okazuje się, że nigdy nie był tak aktualny, jak dzisiaj. „Księga Emigrantów. Tom I” traktuje o miłości do Polski, o tęsknocie do kraju i o poszukiwaniu swoich korzeni, ale została odebrana bardzo opatrznie. Ludzie myśleli, że naśmiewam się z kraju i rodaków. Było mi bardzo przykro z tego powodu. Nie jestem głosem wszystkich emigrantów, ale chciałem opowiedzieć swoją historię. Takich Czesławów-emigrantów, ze śmiesznym akcentem, rodzi się teraz tysiące w całej UE.

Twoja piosenka „Nienawidzę Cię Polsko” wywołała wiele kontrowersji…

Gdybym wtedy wiedział, że tytuł tego numeru [„Nienawidzę Cię, Polsko „– przyp. red.], tak bardzo niektórych urazi, zatytułowałbym ten kawałek inaczej. W Polsce jest takie powiedzenie: „nie oceniaj książki po okładce”. Reakcja Polaków była dla mnie zaskoczeniem, wcześniej naiwnie wydawało mi się, że na pierwszy plan wysunie się przekaz, a nie sam tytuł.

O czym będą dwa kolejne tomy „Księgi Emigrantów”? Wiem, że o emigracji, ale jakie wątki chciałbyś jeszcze poruszyć?

Tom drugi zawiera więcej pozytywnych aspektów. Nie zabraknie anegdot z życia Polaków na emigracji. A trzeci będzie spowiedzią emigranta.