„Czujemy się alternatywni” – Bokka

Bokka
03 gru 2015
Michał Krupski

Zespół BOKKA jest już znany chyba wszystkim. Szturmem weszli na rynek, robią niesamowite frekwencje na koncertach, pierwsza płyta okazała się dużym sukcesem i teraz właśnie wydali drugą. O tych wszystkich rzeczach porozmawialiśmy z tym tajemniczym zespołem. 5 grudnia zagrają koncert w Eskulapie na który Freshmag zaprasza jako patron tej imprezy. Naprawdę warto posłuchać drugiego wydawnictwa na żywo.

 

BOKKA pojawia się na rynku muzycznym i na dzień dobry odnosi sukces. Dobra sprzedaż płyt, pełne sale koncertowe. Spodziewaliście się tak szybkiego obrotu spraw?

Absolutnie nie. My przeprowadzaliśmy jedynie eksperyment, mający na celu sprawdzenie, czy muzyka może w tych czasach obronić się sama. Wrzuciliśmy teledysk do sieci nie podając właściwie żadnych informacji na temat zespołu i czekaliśmy na rozwój wypadków. Nie przypuszczaliśmy, że ten ruch będzie miał aż taki odzew.

Macie parcie na to by być popularnym?

Mamy parcie na to, żeby grać jak najwięcej koncertów i dzielić się muzyką z innymi. Popularność pomaga zrealizować ten cel. Im więcej o nas ludzi usłyszy, tym częściej i dalej będziemy wyruszać z naszym kosmosem.

Co by było jakby na Wasze koncerty chodziło 50 osób, a płyty by się w ogóle nie sprzedawały?

Trudno powiedzieć. Może byłoby inaczej ale równie ekstra? Pewnie tworzylibyśmy dalej, mając nadzieję, że będzie coraz lepiej.

Od samego początku jesteście pod skrzydłami Nextpop. Mam wrażenie, że artyści mają świadomość tego, że działając właśnie z nimi, sukces komercyjny i muzyczny jest nieunikniony. Opowiedzcie coś więcej na temat współpracy z tą wytwórnią i co Wami kierowało w tym wyborze, poza oczywistymi względami.

Kiedy zgłosiliśmy się do Roberta Amiriana, w katalogu Nextpopu były tylko 2 płyty – Kari i Fismolla. Już w pierwszej rozmowie czuć było niezwykłą pasję, z jaką Robert podchodzi do muzyki i artystów. Rzadko się zdarza, żeby szefem wytwórni był muzyk i producent. Przeważnie na tym stanowisku zasiada biznesmen, dla którego najważniejsze są słupki słuchalności i wyniki sprzedaży. Nie wątpimy, że Robert bardzo chciałby, żeby i one się zgadzały, ale nigdy nie będzie to dla Niego priorytetem. Jest wizjonerem, ma milion pomysłów na sekundę, wielkie plany i tonę zapału, by je realizować. To rzadkość w tym biznesie. Nextpop jest nadal małą wytwórnią, ale prężnie się rozwijającą. Do sukcesu komercyjnego chyba jeszcze daleko, ale może właśnie jego brak powoduje, że o Nextpopie mówi się tak dobrze. Poza tym pracują tam same ładne dziewczyny 🙂

Robert Amirian. Człowiek, bez którego BOKKI by nie było tam gdzie jest. Czy ktokolwiek inny potrafiłby Was poprowadzić tą ścieżką? Opowiedzcie trochę na temat Waszych relacji.

Trudno ocenić, gdzie byśmy byli teraz bez Roberta. Jesteśmy chyba dość nietypowym przypadkiem. Od początku skrępowaliśmy Nextpopowi ręce odrzucając podstawowe kanały promocji. Bo co można zrobić nie mając żadnych informacji o zespole, który w dodatku nie chce udzielać wywiadów? Była tylko piosenka i teledysk. Każda inna wytwórnia pewnie powiedziałaby nam, żebyśmy sobie to sami wydali. A Robert ucieszył się, że rzucamy Mu takie wyzwanie. I to jest relacja bezcenna. Robert daje nam wolność tworzenia, a potem z zapałem boryka się z naszymi obostrzeniami. Chyba nikt inny by tego nie udźwignął.

Za nami okres festiwalowy. Pojawiliście się w wielu miejscach w tym, jak i w poprzednim roku. Który z nich zrobił na Was największe wrażenie, a który Was najbardziej zaskoczył?

Największe zaskoczenie bez wątpienia dopadło nas na Colours of Ostrava. W drodze na festiwal przeżywaliśmy fakt, że zagramy na drugiej co do wielkości scenie o 21:30, w dodatku po Bjork, która miała wystąpić o godzinie 20:00 na scenie głównej. Ale w najśmielszych marzeniach nie przypuszczaliśmy, że nasz występ zgromadzi 20 tysięcy osób, które tak entuzjastyczne nas przyjmą. To był wspaniały moment, kosmos się rozszerzył, zagraliśmy nasz najlepszy koncert i zaczęliśmy poważniej wierzyć w to, że nie tylko w Polsce możemy coś osiągnąć. Oby takich chwil było jak najwięcej.

Byłem na Waszych koncertach parę razy. Mi osobiście set z pierwszej płyty bardzo szybko się znudził na żywo. Z resztą nie jest to tylko moja opinia. Zakładam, że teraz będzie nacisk na drugą płytę podczas koncertowania. Jak to wygląda z Waszym materiałem, który nie jest powszechnie dostępny? Jesteście otwarci na nowe i jednorazowe eksperymenty podczas swoich wystąpień?

Wydaliśmy drugą płytę, więc naturalnie najwięcej numerów gramy obecnie właśnie z niej. Po pierwszym krążku materiał ewoluował koncertowo i niewykluczone, że teraz będzie podobnie. To dla nas też ważne, żeby nie dać się wkraść rutynie. Jeśli zaczyna się niebezpiecznie zbliżać przerabiamy kawałek, albo gramy go np. w remiksie, dając mu nowe życie. Fajnie jest obserwować reakcje ludzi, którzy często dopiero po linii wokalu i słowach orientują się, że to utwór, który znają.

BOKKA jest projektem nad wyraz ambitnym i mocno pasującym do niszy alternatywnej. Wy idziecie jednak w innym kierunku, co jest w zasadzie zrozumiałe. Ciekawi mnie jednak czy jesteście otwarci na bardzo niszowe i oddolne niekomercyjne inicjatywy? Może mieliście okazję w takich brać udział?

My się czujemy alternatywni i niszowi. Mamy swój kosmos i próbujemy go rozszerzać tak bardzo, jak tylko jest to możliwe. Nie grają nas duże rozgłośnie radiowe, nie lądujemy na pierwszych miejscach list przebojów, ani sprzedaży. Mamy szczęście, że żyjemy w czasach powszechności internetu, dzięki któremu ludzie dowiadują o naszym istnieniu i przychodzą na koncerty.

„Don’t Kiss And Tell”. Niemal pewnym jest, że ten krążek osiągnie podobny sukces jak poprzedni. Płyta jest po prostu dobra. Długo pracowaliście nad materiałem? Są kawałki, które powstały i ostatecznie na płycie się nie znalazły? Jeżeli tak to dlaczego?

Nad materiałem pracowaliśmy z przerwami, więc trudno zmierzyć faktyczną długość tego procesu. Część numerów aranżowaliśmy wspólnie na próbach, część powstawała w podgrupach, część przechodziła fazę szkicu, a część nagrana została od razu “na czysto”. Nie mamy jednego modelu pracy, ale marzy nam się wspólny wyjazd gdzieś do głuszy, gdzie przez miesiąc nie robilibyśmy nic innego. Kiedyś to zrealizujemy.

Dobrze jest tworzyć bez pośpiechu, czas jest potrzebny by móc ocenić piosenki z dystansu. Lubimy też mieć ich więcej, by później wybrać te naprawdę najlepsze. Zawsze są jakieś odrzuty. Zdarzają się też numery, które świetnie działają jako osobne byty, ale z niewyjaśnionych powodów nie kleją się z resztą. Coś z nimi pewnie kiedyś zrobimy. Może dołączymy do seta koncertowego, tak jak było chociażby z “Wait For It”, ktory długo funkcjonował wyłącznie w wersji na żywo.

Powiedzcie coś od siebie na temat tego wydawnictwa 😉

“Don’t Kiss And Tell” jest po części wynikiem naszych koncertowych doświadczeń. Dużo zagraliśmy i sporo po drodze zmienialiśmy dodając coraz więcej energii nawet do utworów, które pierwotnie nie miały jej w ogóle. Naturalnie popchnęło nas w tę stronę, od ludzi odbieraliśmy sygnały, że to dobre zmiany, dobry kierunek. Przenieśliśmy tę energię do studia, pozostając nadal wierni eksperymentom brzmieniowym, które nas zwyczajnie kręcą. Każdy numer robiliśmy jako osobną historię, wyciągając z niej tyle, ile tylko potrafiliśmy. Lubimy dziwne połączenia, popsute brzmienia, rozstrojone pogłosy, nagrywamy dużo własnych sampli, którymi później gramy jak klawiszami, albo z których tworzymy nietypowe beaty. Bawimy się dalej.

Niejednokrotnie słyszałem opinię, że Wasza muzyka idealnie nadaje się do kinowych produkcji. Dostaliście kiedykolwiek takie propozycje? Myśleliście o tym w ogóle?

Ostatnio 4 nasze utwory znalazły się na ścieżce dźwiękowej do filmu “Complication”, którego bohaterem jest Wojtek “Gniazdo” Pawlusiak – zawodowy snowboardzista . To pięknie zrealizowany dokument o pasji, walce i rehabilitacji po paskudnej kontuzji kolana, pełen tricków i niesamowitych widoków beskidzkich gór. Sami trochę jeździmy na deskach, lubimy oglądać w busie filmiki z wyczynami wariatów z pogranicza sportów ekstremalnych, więc mega ucieszyliśmy się, że autorzy filmu wybrali właśnie naszą muzykę do zilustrowania tego obrazu. Można go już obejrzeć w sieci, co serdecznie polecamy.

Na koniec zapytam o Wasze gusta muzyczne. Interesują mnie nowe rzeczy. Kto zrobił na Was w ostatnim roku duże wrażenie? Na jakie koncerty chętnie chodzicie i o kim powiecie: to za parę lat będzie pełny i ambitny muzyk…

To jest trudne pytanie. Jest nas pięcioro i każdy z nas słucha trochę innej muzyki. Ostatnio zamiast śledzić nowości pochłonięci byliśmy tworzeniem własnych piosenek, więc wiele nam umknęło. Zaskakująco dużo chodzimy na koncerty naszych rodzimych projektów, bo co chwilę ktoś gdzieś gra. Jarek Schubrycht wystartował ostatnio z ciekawą inicjatywą – pisma, które skupi się tylko na muzyce polskiej. Świetny pomysł, bo chyba nigdy nie miała się tak dobrze jak obecnie. Jeśli więc uda się zebrać fundusze na wydanie pierwszego numeru, dzięki Gazecie Magnetofonowej będziemy mogli być na bieżąco z naszymi rodzimymi nowościami.

Jeśli chodzi o zagraniczne produkcje to fajną płytę nagrał ostatnio Tame Impala. Koncertowo natomiast zrobił na nas wrażenie Apparat, który zagrał kilka tygodni temu w warszawskiej Progresji.