Już w tę niedzielę, w nowej formule występów na żywo, zespół KAMP! odwiedzi poznańską Tamę. Z materiału zebranego podczas letnich festiwali, Panowie wydali niedawno album Live – premiera odbyła się 22 października i oficjalnie rozpoczęła jesienną trasę zespołu. W ramach zaproszenia na koncert, złapaliśmy na chwilę ich i zapytaliśmy o nową trasę i plany na nadchodzący rok. Zapraszamy do sprawdzenia krótkiego wywiadu.
Materiał, który usłyszymy podczas trasy KAMP! Live, to kawałki dobrze już znane publiczności, ale serwowane w zupełnie nowy sposób. Czy w związku z tym dajecie sobie więcej przestrzeni na improwizacje na scenie?
Radek Krzyżanowski: Stare utwory przeszły dużą przemianę i brzmią jako nowy KAMP!, a najważniejsze jest to, że nigdy do końca nie wiem, jak one wyjdą. Jest miejsce na improwizację, jest nawet miejsce na błędy i rzeczy, których się nie spodziewamy. Z punktu widzenia wykonawczego czyni je to dużo atrakcyjniejszymi i bardziej plastycznymi.
Michał Słodowy: Bardzo dużo improwizujemy i staramy się podążać za publicznością. Taki był zamysł przy tworzeniu nowego materiału, ale też przerabianiu starych utworów do nowej formuły. Ta wolność na scenie jest wszechobecna i to świetnie działa na publiczność. Nasze koncerty znowu są moimi ulubionymi.
Za Wami już występy w Krakowie, Katowicach, Toruniu i Sopocie. Czy zauważyliście, żeby odbiór waszych utworów w nowej formule był teraz inny? Jakie są Wasze wrażenia po kilku pierwszych koncertach na trasie?
R.K.: Ten materiał testujemy od początku lata i widzę zazwyczaj ogromną euforię i chęć wytańczenia się za wszystkie czasy. Aplikacja Zdrowie czy krokomierz mogą to potwierdzić.
M.S.: Już od pierwszego koncertu w nowej formule – na Tauron Nowa Muzyka – słyszymy dużo dobrych opinii. Odbiór jest świetny, ale czujemy, że możemy wejść na wyższy poziom. Work in progress.
Gracie w klubie Tama, w którym odbywają się największe imprezy techno. Czy ma to jakiś wpływ na Wasze nastawienie przed koncertem?
R.K.: Uwielbiam Tamę, to najfajniejsza przestrzeń klubowa w Polsce – dużo miejsca, świetny klimat i ludzie, a przede wszystkim top bookingi. Graliśmy tu już dwa razy i na trzeci przyjeżdżam jak do siebie.
M.S.: Kocham Tamę. To aktualnie najlepszy klub w Polsce, który jest bardzo mądrze i świadomie prowadzony, więc cieszę się, że znowu tu zagramy. Tym razem z muzyką, która do tego miejsca o wiele bardziej pasuje. Serio, nie mogę się doczekać
W 2019 wiele się u Was działo. Jak podsumujecie ten rok? Jakie macie plany na nadchodzący 2020?
R.K.: Rok przełomowy pod względem decyzji artystycznych, czego owocem był album koncertowy i Hot Dance Party oraz powrót do tego, co wydaje się oczywiste – rób to, co czujesz. Zobaczymy gdzie nas to zaprowadzi – po kilku latach dryfowania i niesprecyzowania, mam poczucie, że pewne rzeczy powinny były się wydarzyć dużo wcześniej i teraz musimy mocno gonić. Przede wszystkim siebie do ciężkiej pracy.
Na 2020 planujemy wydawać dużo małych formatów, które są przyjazne eksperymentom. My się na nowo docieramy, bo każdy fruwa w innym kosmosie. Na pierwszy ogień idzie feat. u Gverilli. Jaram się tym trackiem, bo jest to wejście w okołorapowe, autotune’owe rejony z #romantictechno, czyli muzyczną myślą przewodnią moich ostatnich kilku lat.
M.S.: 2019 był bardzo pracowity. Nastąpiła cała ta „rewolucja” w naszym graniu. Mieliśmy aktywne lato festiwalowe, które podsumowaliśmy koncertowym wydawnictwem „KAMP! LIVE”. Oprócz tego stworzyliśmy Hot Dance Party – specjalny koncert na Festiwal Czterech Kultur w Łodzi z udziałem m. in. Rosalie, Hani Rani czy Piotra Zioły. Mam nadzieję, że uda nam się ten materiał zagrać również w innych miastach – to jedno z założeń na 2020. Poza tym wracamy do tworzenia nowej muzyki i jeśli na 2020 nie wyrobimy się z nową płytą, to na pewno pojawią się jakieś mniejsze wydawnictwa.