Iwona Skwarek, czyli połowa duetu Rebeka i członkini damskiego kwartetu Shyness!, opowiada nam o początkach swojej solowej kariery, jeździe maluchem, nagrywaniu rapsów z dziećmi, komponowaniu muzyki do teatru i oczywiście o swoim nowym albumie „1986”, który wyszedł w połowie czerwca.
Co było początkiem Twojej kariery?
W sumie jak myślę o początkach mojej kariery, to przypominają mi się czasy, kiedy miałam 6 lat i jechałam z moimi rodzicami na wakacje maluchem z Zielonej Góry nad morze. Był to kawał drogi, a ja cały czas śpiewałam. (śmiech) W końcu moja mama powiedziała: – Iwonka, może chciałabyś już iść spać? Nie podziałało, więc myślę, że ta chwila mogła być początkiem. Jednak tak naprawdę to Rebeka zapoczątkowała moją karierę oraz była projektem, który przyniósł mi rozpoznawalność. Po drodze powstało Shyness!, ale w końcu dotarłam do mojego solowego projektu. Mam wrażenie, że przez tyle lat uczyłam się technik produkcji muzycznej, żeby teraz móc się samodzielnie realizować.
Solo kariera – rzut na głęboką wodę?
W Rebece byłam bardzo wygodnicka. Miałam dużo pomysłów, ale dawałam Bartkowi zajebiście chaotycznie stworzone projekty, które on biedny musiał porządkować, wyciągać esencję, po prostu odwalał czarną robotę. Teraz w solowych działaniach sama muszę po sobie sprzątać, więc na starcie staram się mniej bałaganić, tworzę bardziej świadomie. Obecnie robię muzykę do teatru, gdzie muszę być bardzo szybka, bo gonią mnie terminy, więc nie ma miejsca na chaos. Zrezygnowanie z Rebeki, stanięcie na własnych nogach, wszystkie małe kroczki po drodze doprowadziły mnie do momentu, w którym jestem niezależna i mogę wykorzystywać swoje umiejętności na różnych polach. Więc może nie skok na głęboką wodę, a stopniowa nauka pływania.
Co się dzieje w Twojej głowie, jak masz pomysł na jakiś utwór? Najpierw tworzysz bit czy tekst? Jak wygląda u Ciebie proces twórczy?
Kiedy robię muzykę solową, to trwa to cztery lata. (śmiech) Jestem bardzo krytyczna, szukam prawdy i czegoś wyjątkowego. Zwykle zaczynam od warstw brzmieniowych, dopiero później przychodzi idea, o czym ma być piosenka.
Twój nowy album jest bardzo zróżnicowany. Od ballad, po mocniejsze brzmienia…
Ja to nazywam takim flirtem z różnymi gatunkami elektronicznymi. Nie ma gitar, wszystko jest zrobione na syntezatorach, samplach i elektronicznych brzmieniach. Jakiś czas temu zaczęłam grać sety djskie, więc poflirtowałam też z tech-housem, jest też we mnie nutka romantyzmu, stąd ballady. Chciałam, żeby mój głos był wyeksponowany, liryczny, żeby opowiadał historię. Wyrywkowo fascynuje mnie trap, więc przemyciłam również trochę autotune’a. Taka postmodernistyczna płyta mi wyszła. Wspólnym mianownikiem są moje historie. Wcześniej pisałam po angielsku i nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo osobiste tematy poruszam. Chyba w Polsce zrobił się taki trend, że zespoły, które zaczynały w czasach Rebeki przeszły na język polski. Przez jakiś czas trwała w Polsce nagonka na LGBT+, wtedy poczułam, że muszę zabrać głos i opisać w kawałku Pocałunek to, co czuję. Nagle, kiedy śpiewałam po polsku, odkryłam, ile ważą dla mnie słowa. Pisząc teksty po angielsku, czułam pewną barierę między mną a ludźmi. Kiedy zaśpiewałam pierwszy raz po polsku, to trochę mnie onieśmieliło, że ludzie wiedzą o czym śpiewam. (śmiech)
Historie, które opowiadasz na albumie są bardzo osobiste, ale myślę, że każdy może odnieść je do własnych przeżyć. Utworem, który wydał mi się bardzo osobisty jest piosenka Dziewczyny. Możesz coś więcej o niej powiedzieć?
Czasem się zastanawiam, czy żyję w jakiejś bańce, bo mam naprawdę super przyjaciółki. Jest to dla mnie bardzo ważny aspekt i coś, co bardzo mnie trzyma w Poznaniu, bo one tutaj są. Wymyśliłam, że zrobię taki tribute dla nich. Chciałam, żeby Dziewczyny były pochwałą przyjaźni. Przyjaciółki są dla mnie bardzo ważne, choć czasem doprowadzają mnie do szału, co słychać w utworze.
Ostatnio grałaś na Feście swój solo act. Jaki był odbiór materiału?
Tak, było to super uczucie. Sala wypchana, ja w dobrym humorze, solidnie przygotowana. Na koncertach za cel obieram sobie kontakt i połączenie się z ludźmi. Zainspirował mnie do takiego podejścia zespół WhoMadeWho, są oni zwierzętami scenicznymi oraz Nick Cave. Żyjemy w epoce mediów, zapośredniczenia przez ekran, gdzie wszystko jest w Internecie. Jednak koncertu nie doświadczysz przez filmik. Musisz słyszeć ten gwar, bas, widzieć dym, tego nie da się odczuć nawet na najlepszym nagraniu live. Byłam wzruszona tym koncertem. Poczułam, że o to właśnie mi chodziło. Bardzo lubię wzruszać ludzi.
Planujesz trasę koncertową?
Tak, będą to solowe występy na jesień w kameralnych i klimatycznych miejscach.
Wspomniałaś wcześniej o teatrze. Nad jaką sztuką teraz pracujesz?
Nad „Balladyną”, więc będzie to odlot. Będą rejwy, discopolo, trip-hop i ludowe zaśpiewy, gdyż “gram” w nim głosy dziewek.
Jest jakiś spektakl, który najbardziej zapadł Ci w pamięć, przy którym pracowałaś?
Na razie chyba właśnie „Balladyna”. Dopiero stawiam pierwsze kroki w świecie teatru, ale okazuje się, że kocham to robić. Ten spektakl jest ogromy, duża ilość pracy, ale też przyjemności.
Wracając do ruchu LGBT+. Czy uważasz, że na przestrzeni lat mentalność Polaków choć trochę się zmieniła?
Myślę, że tak. Muszę też wspomnieć, że 10 maja ukazała się składanka „About Us”, którą zrobili Catz ’n Dogs. Cały dochód z jej streamu przechodzi na fundację związaną z ruchem LGBT+. Uważam, że jest to wspaniałe, że w Polsce możemy zrobić queerową składankę, że artyści queerowi nie boją się mówić o sobie. Jak miałam 16 lat, mieszkałam w Zielonej Górze, nie było wtedy mediów społecznościowych, to myślałam sobie: – gdzie są te lesbijki? Jak ja mam się zakochać? (śmiech) Teraz młodzi ludzie mają dostęp do społeczności dzięki wspaniałym organizacjom, takim jak np. Stonewall. Nie czują się jedyni na świecie, nawet jeśli na żywo nikogo queerowego nigdy nie poznali. Kiedy dorastałam, to często słyszałam najgorsze słowa o osobach nieheteronormatywnych i czułam się bardzo osamotniona. Wspominam to z bólem. Teraz sama prowadzę warsztaty muzyczne, gdzie w zaproszeniu padają słowa, że osoby LGBT+ są mile widziane. Gdyby tak było w czasach mojego dorastania, byłoby mi dużo lżej.
Na czym polegają te warsztaty, co tam robicie?
Działam w gdańskim stowarzyszeniu Arbuz. Mamy busa przerobionego na studio nagraniowe. Nazywamy go Arbuzem (byle nie Artbusem). Jeździmy po Polsce i robimy warsztaty dla dzieci i dorosłych. Co tam robię? To, czego dzieciaki chcą, rapujemy albo uczymy grać na gitarze, nagrywamy piosenki, teledyski. Staramy się pomagać przez tworzenie, żeby osoby poczuły sprawczość, dostały coś namacalnego, czym mogą się pochwalić. Rzeczy, które wydarzyły się po zakończeniu Rebeki są dla mnie bardzo odkrywcze. To, czego się nauczyłam przez ten czas, doprowadziło mnie do sytuacji, w której mogę podzielić się z innymi swoimi umiejętnościami. Momentami czuję się spełniona. Ostatnio nawet powiedziałam: – „kocham moją pracę” i zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to pierwszy raz od długiego czasu.
Pogadajmy może trochę więcej o albumie. Masz jakiegoś faworyta spośród utworów?
Lubię dużo utworów. Teraz jestem podjarana utworem Antropocen, bo udało mi się namówić Kachę z Coals, żeby ze mną zaśpiewała. Jest jedyną gościnią na albumie a Coals to zespół, który uwielbiam. Płyta jest o tematach zwyczajnych i o sytuacjach, których doświadczyłam. Piosenka Chwila jest o otrzymaniu złej wiadomości z zewnątrz i o chwilowym zawaleniu się naszego świata. Myślę, że każdy z nas prędzej czy później dostanie taką wiadomość i wtedy ta piosenka wesprze taką osobę. Jest też utwór Puszczam o byciu freelancerką i o tym, że z braku czasu nie gotuję już dla mojej dziewczyny. Bardzo lubię piosenkę Siri, wyprodukowaną przez Mooryca, z którym współpracowałam przy tym albumie, pada w niej tekst: „Mówię w duchu pomóż Siri a, Siri śpiewa pariri”. Nawiązuję w niej do Rebekowego Stars, które powstało dla żartu, a okazało się być naszą najpopularniejszą piosenką. Chciałam zaśpiewać w kontraście, np. do Męskiego Grania, gdzie wszyscy mówią „To jest nasz czas! Wychodzimy na scenę!”, a ja właśnie śpiewam, że ktoś mnie oskubał z tego czasu, że on nie jest już mój. Chciałam ująć w albumie rzeczy domowe i prywatne. To, że ciągle przeglądam telefon. W Pustostanach śpiewam: dopaminą płaczą moje oczy, ponieważ wpadam w ciąg oglądania rolek na telefonie i nie mogę przestać, ponieważ tak naprawdę chcę zagłuszyć swoje emocje, zagłuszyć siebie. Świat telefonu i mediów jest światem, gdzie odsłaniamy firanki, wpuszczamy ludzi do naszego prywatnego życia. Co jest paradoksem, bo Internet pierwotnie miał być strefą anonimowości, a my kochamy się odsłaniać.
Ludzie w Internecie są też bardziej odważni.
Są odważni, ale też bardzo oceniający i moralizujący. Każdy każdego poprawia, stara się pokazać moralną wyższość. Często osoby wyszczekane w sieci są bardzo wycofane w życiu. Ja jestem ogólnie za empatią, a nie za ocenianiem, jestem za zrozumieniem i współczuciem. Takie tematy starałam się poruszyć na 1986. Chciałabym by ludzie mogli się odnaleźć w tych piosenkach, są zwyczajne a zarazem głębokie. Ta płyta może się spodobać ludziom, którzy lubią elektronikę, ale też lubią rozkminkę tekstową.
W stu procentach się z tym zgadzam. Twoje teksty są głębokie. Tak jak np. Haiku, można je odnieść do wielu sytuacji.
Tak, to prawda, ale Haiku akurat pisałam o wojnie w Ukrainie. Niestety historia kołem się toczy. Myślałam dorastając, że po przeżyciach w XX wieku ludzkość idzie ku pokojowi. W latach 90. kiedy Polska wchodziła do Unii i do NATO, miało się poczucie, że idziemy ku dobremu. Jednak rozczarowanie jest bardzo duże. Haiku jest prośbą o przerwanie tego koła przemocy: „Piórem do Haiku, nożem do Sepuku”, bo czasem tak jest, że możesz protestować sztuką, ale czasem musisz fizycznie walczyć o swój dom. Oczywiście, ten utwór jest bardzo poetycki i równie dobrze może być o końcu jakiejś relacji. Cały album jest właściwie poetycki, bo jeśli nie będziemy szukać w słowach nowych połączeń, to będziemy uprawiać wieczną repetycję, która według mnie jest nudna i straszna.
Zwiedziłaś trochę świata, masz w planach jakieś koncerty za granicą?
Dostałam ostatnio zaproszenie na festiwal Lonesome Lake do Niemiec. Jest on mały, ale bardzo klimatyczny. Bardzo mi miło, bo zaprosił mnie tam człowiek, który wcześniej bookował Rebekę w Dreźnie, więc tak się wszystko ostatecznie łączy.
Pod tym LINKIEM zakupicie winyl oraz bilety na najbliższe koncerty Iwony.
9.11 UV Klub ŁÓDŹ
13.11 Chmury WARSZAWA
30.11 Piąty Dom KATOWICE
6.12 Alchemia KRAKÓW