Od lat dystansują się od rzeczywistości i biorą ją w nawias. Garściami czerpią z literatury i popkultury, obalają żarty powstałe ponad dekadę temu, a tworząc szukają złotego środka. Jeden ubiera swoje poglądy w rymy, drugi nadaje im rytm i melodię. Co napisaliby fanom na pocztówce z wakacji, a co kolegom po fachu u progu kariery? Przeczytajcie wywiad ze szczecińskim duetem – Łoną i Webberem.
Przed chwilą zagraliście drugi koncert promujący Waszą nową płytę „Nawiasem Mówiąc” i pierwszy poza własnym podwórkiem. Jak wrażenia?
Łona: Było świetnie. Publiczność dopisała – nie przewidywaliśmy takiej frekwencji! To dla nas ogromne zaskoczenie… i wielki sukces. Mówiąc szczerze, chyba jeszcze to do mnie nie dociera.
To co zrobicie, gdy zamieszanie wokół płyty będzie jeszcze większe?
Webber: Nie planujemy swoich reakcji. Oczywiście, byłbym hipokrytą, gdybym stwierdził, że nie lubię, gdy sala koncertowa jest wypełniona aż po brzegi. Dobrze się wtedy gra. Jednak liczba wyprzedanych biletów nie jest dla nas priorytetem.
Wasz nowy krążek kojarzy się z filmem „Między Słowami”. Zagubiony Bill Murray, centrum Tokio, puby, masa ludzi i obserwacja otoczenia. Jak jest z Wami – czy stoicie obok, czy wręcz przeciwnie: jesteście w samym sercu tego, co się dzieje?
Ł: Cała nasza wypowiedź na płycie jest wyrazem outsideryzmu, próbą wyjścia z głównego nurtu. Oczywiście, nie da się całkowicie uciec i odizolować od rzeczywistości, wszak wszyscy jesteśmy konsumentami i robimy te same rzeczy. Bardzo chciałem powiedzieć także o tym, co bezpowrotnie straciliśmy. Weźmy na przykład kulturę palenia papierosów – pewnie 20 lat temu siedzielibyśmy teraz we trójkę i palili. Staram się stać obok i obserwować wszystkie te zmiany.
Jak w trzech słowach opisać współczesne społeczeństwo?
W: Nie da się tego zrobić w tak krótkiej formie – odpowiedź byłaby banalna, a nie powinna. Rzeczywistość zmienia się bardzo szybko, a my po prostu próbujemy nadążyć za nią.
Łona – w Twoich tekstach pojawiają się różni artyści, od Gombrowicza po Azealię Banks. Myślisz, że istnieje przepaść pomiędzy sztuką dawną, a obecną, czy raczej mają wspólny mianownik?
Ł: Dostrzegam wspólny mianownik – jestem nim ja. Łapię się na tym, że tak, jak parę lat temu miałem ochotę obejrzeć film Tarkowskiego, tak teraz mam na to mniejszą ochotę. Cały czas obiecuję sobie nadrobić zaległości i nie marnować czasu na głupoty. Niestety, otacza nas coraz więcej głupich i banalnych propozycji, ale ten banał jest doskonale opakowany i świetnie zrobiony. Coraz częściej i chętniej uciekamy w miałką popkulturę, bo dużo łatwiej jest nam obcować z czymś prostym, czymś, co zajmie nam dwie godziny i sprawi, że będziemy się dobrze bawić.
Tak chyba dużo łatwiej w dobie kryzysów i napiętej sytuacji na świecie?
Ł: Ten rodzaj popkultury atakuje nas z każdej strony, a my się na to godzimy. Zdarza mi się trzecią minutę oglądać reklamy, bo mają m.in. doskonałe kolory, a mój syn siedzi obok i robi to samo. Ma 1,5 roku i nie obcował jeszcze z wielkimi dziełami, dlatego boję się, że reklamy będą miały na niego zbyt mocny wpływ.
Oby było inaczej. Webber – przy poprzedniej płycie obiecałeś obrać nowatorski kierunek i to Ci się udało. Co teraz: powrócisz do korzeni czy będziesz dalej ewoluował muzycznie?
W: To zawsze jest zagadka. Otwieram się na wiele nowych rzeczy – staram się rozwijać w zakresie gry na instrumentach oraz zdobywać wiedzę na temat kompozycji. Z drugiej strony, nie chciałbym zmieniać dotychczasowego charakteru mojej muzyki i znaleźć złoty środek pomiędzy starym a nowym. Jak będzie wyglądała kolejna płyta? Nie mam pojęcia. Póki co, mam poczucie, że od kwietnia minął jeden dzień.
A w rzeczywistości wydarzyło się wiele.
W: I właśnie dlatego, że dzieje się wiele, mamy czasem zastój w robieniu muzyki. Potrzeba trochę czasu, by człowiek mógł zdystansować się do tego, co zrobił dotychczas. Nie da się co roku wystrzelić z nowym pomysłem.
Czy „złoty środek”, o którym wspomniałeś, dotyczy też Waszych relacji? Czy zdarzają Wam się kłótnie, np. o warstwę merytoryczną materiału?
Ł: Nie, nigdy. Łona i Webber to znany na świecie przykład harmonii. Zgadzamy się we wszystkim. Każdą propozycję Andrzeja przyjmuję z entuzjazmem – bity są naprawdę genialne. Andrzej tak samo podchodzi do moich tekstów – słucha ich i po prostu zsuwa się z krzesła z wrażenia. Płyty nagrywają się same. Nie ma opcji, by w takiej współpracy doszło do kłótni.
Dobra, to szybki test. Kogo ze sfery publicznej szanujecie, a kto wzbudza w Was niesmak?
W: No wiesz, każdy z nas ma swoje poglądy…
Ł: … i wolność sumienia.
W: W muzyce natomiast jest pełna zgodność.
Ł: A ja jednak odpowiem. Politykiem, którego szanuję i który jakiś czas temu uczestniczył w życiu publicznym, jest Ryszard Bugaj z Unii Pracy. Moim zdaniem jest uczciwym lewicowcem z przekonania. Niestety, odjechał z parlamentu swoim maluchem, bo nie podobało mu się otaczające go towarzystwo. Taka postawa zawsze mi imponuje.
Ok., Panowie! „Koniec żartów”. Od czasu wydania Waszej debiutanckiej płyty minęło 15 lat. Jakich rad udzielilibyście młodszym kolegom?
Ł: Nie słuchajcie staruchów. Prawda jest taka, że te wszystkie rady podstarzałych, doświadczonych muzyków, to tylko rady, nie wytyczne. Najważniejsze jest ufać sobie. Brzmi banalnie, ale to prawda. Twórczość ma wynikać z wnętrza artysty. Naśladowanie innych jest bez sensu i szkoda na to czasu. Jeśli chcesz coś wyrazić, bo już naprawdę nie możesz wytrzymać, to to jest właśnie idealny stan do nagrania płyty.
Czyli 100% emocji w tekstach. A co z technologią, która czyni dziś tworzenie muzyki o wiele prostszym niż kiedyś?
W: Już sam dostęp do informacji w Internecie daje bardzo wiele, jednak trzeba dokonywać ich umiejętnej selekcji. Nadmiar komunikatów niekoniecznie pomaga. Jeśli masz do wyboru 10 tysięcy instrumentów, to w końcu nie wybierzesz żadnego. Co innego, gdy masz ich pięć… Tak więc – less is more. A i tak wszelkie pomoce, np. tutoriale programów muzycznych, pomogą tylko na początku – dalsze kroki trzeba niestety zrobić samodzielnie.
Samodzielnie i z dobrą energią. Bo przecież „Fruźki wolą optymistów”…
Ł: Pewnie, że wolą! A już na pewno w Poznaniu, bo to właśnie stąd pochodzi to słowo (fruźka – ładna dziewczyna). Dwie godziny obcowania z poznaniakami, którzy uśmiechali się w naszą stronę, dobitnie tego dowodzą. My na szczęście podchodzimy do świata optymistycznie, więc wszystko jest ok.
A gdybyście mieli wysłać pocztówkę do swoich słuchaczy, jak byście zaczęli? Drodzy fani…
Ł: …wszystko będzie dobrze. Trzymajcie się mocno…
W: …Paolo Zieliński (śmiech). Raczej „Wszystko będzie za darmo”, jak mawiał wielki filozof szczeciński, Jacek Markiewicz.
Ł: A ja bym dopisał tylko „niech”. Niech wszystko będzie za darmo.
Nic dodać, nic ująć. Dzięki za rozmowę.