fot. Freshmag Sylwia Klaczyńska

Monster: „Mój styl to mieszanka gatunków i na tym zbudowałam swoją markę”

Monster
17 kwi 2022
Dawid Balcerek

Poznajcie Monster, poznańską DJkę i aktywistkę, która na co dzień rezyduje w klubie Projekt LAB. Powiedzieć, że w jej setach dzieje się dużo, to nie powiedzieć nic. Charakteryzuje je nie tylko różnorodność elektroniki, ale i zgrabne przemycanie numerów z innej bajki. Rok 2021 z pewnością należał do niej, a jej oryginalne sety rozbrzmiewały na festiwalach i w klubach w całym kraju. Z Kariną spotkaliśmy się na początku roku, a ten okres to zawsze dobry czas na podsumowanie i snucie planów na przyszłość. Jednak nie zabrakło też tematów dotyczących problemów polskich klubów, rodzimych producentów czy… Young Leosi.

Za nami rok 2021, który był dla Ciebie bardzo udany. Masz na rozkładzie m.in. Instytut, Unsound, Wisłoujście, HÖR, Slipway, Asid. Jak wspominasz miniony rok?

Rok 2021 był dla mnie zdecydowanie odskocznią od okropnego 2020, który wszystkich nas zaskoczył i bardzo źle na mnie wpłynął. Nagle wszystkie plany, marzenia i możliwości zwyczajnie zniknęły, po czym nastąpiło wiele miesięcy niepewności. Sezon letni w 2021 roku napawał już nadzieją powrotu do względnej normalności, grałam praktycznie co weekend w dwóch różnych miastach, mogłam znowu spotykać się z publicznością i ze znajomymi artystami ze sceny, co od zawsze daje mi bardzo dużo energii i motywacji.

Coś Cię zaskoczyło w zeszłym roku?

Ucieszyły mnie wszystkie wydarzenia nastawione na polskich artystów, gdyż ciągle ryzykowne było zapraszanie artystów z zagranicy ze względu na obostrzenia pandemiczne. Okazało się, że takie imprezy wypalają. Nie trzeba upychać polskich artystów w godzinach, gdy grają do pustego parkietu, a zaczęli oni stanowić trzon wydarzeń. Nastąpił spory progres w tej kwestii na polskiej scenie, która wciąż za mało docenia rodzimych artystów.

A co zniesmaczyło?

Niezmiennie załamują mnie działania promotorów, którzy polskich muzyków traktują jak konieczny dodatek i wciskanie im mentalności, że powinni być wdzięczni, że w ogóle mają szansę wystąpić u czyjegoś boku – tak nie powinno być. Jako polska scena powinniśmy jak najbardziej nakręcać publiczność na lokalnych DJów i DJki oraz ich promować jako gwiazdy eksportowe.

Które z zeszłorocznych wydarzeń wspominasz najmilej i dlaczego?

Zdecydowanie najmilej wspominam weekend otwarcia klubu CEL w Katowicach. Była to moja druga impreza po ponad półrocznej przerwie w graniu. Uwielbiam grać na Śląsku, tamtejsza publiczność jest ekstremalnie otwarta na mieszanie stylów i bardzo żywiołowa. CEL miał być otwarty w 2020 roku, ale z wiadomych względów wydarzenie to sporo się opóźniło. Line-up imprezy stanowili sami polscy artyści, klub był wypełniony po brzegi, a ja miałam szansę zagrać jeden ze swoich ulubionych setów minionego roku, gdzie mogłam wrzucać bardzo różne style, od dubstepu po jungle i wszystko „siadało” doskonale. Grałam w CELu jeszcze dwa razy i za każdym razem było tam wspaniale.

Patrząc na Twój zeszłoroczny line-up, można śmiało powiedzieć, że jesteś najbardziej eksportową DJką z Poznania, spośród wszystkich lokalnych DJs. Sama wszystko ogarniasz czy masz kogoś kto Ci pomaga?

Od listopada 2019 jestem związana z agencją Granko i to moja agentka Paulina Żaczek reprezentuje mnie i „ogarnia” bookingi, za co jestem niesamowicie wdzięczna. W tygodniu normalnie chodzę do pracy i w tym momencie nie wiem, jak miałabym sama sprawnie manewrować między dwoma pracami – tygodniową i weekendową. Współpraca z agencją to naprawdę zbawienie, życzę innym artystom, żeby mieli szansę pracować w ten sposób, ponieważ nie trzeba się martwić o dużo spraw związanych z logistyką i finansami, a można po prostu skupić się na swoim fachu i muzyce.

Dużo grasz, czy to już ten moment, że byłabyś wstanie się utrzymać z samego grania?

Gdyby nie pandemia to być może dałabym radę się utrzymać tylko z grania. Jednak sytuacja z covidem uświadomiła mi, że posiadanie zawodowej opcji zapasowej mocno odciąża mentalnie i finansowo. Dzięki temu DJing nie jest dla mnie aż tak stresujący, bo wiem, że mam inne źródło utrzymania. Dopóki sytuacja w branży rozrywkowej nie wróci do stanu sprzed pandemii, nie będę myślała o utrzymywaniu się z samego grania, bo wykończyłoby mnie to psychicznie.

Wracając jeszcze do HÖR Berlin. Takie zaproszenie to chyba spore wyróżnienie. Jak Twoje wrażenia?

Wbrew krążącym legendom, do HÖR można, ale nie trzeba być zaproszonym. Mój pierwszy występ w 2020 roku odbył się na zasadzie zgłoszenia i wielu artystów właśnie w taki sposób udaje tam się zagrać. Moje wrażenia łatwo odczytać z mojej miny (śmiech). Pierwszy występ był dość stresujący. Jest to bardzo małe pomieszczenie, a tuż przed Tobą wisi kamera oraz oświetlenie, więc nie widzisz żadnego człowieka, jest to sytuacja dość nienaturalna. Za drugim razem jakoś udało mi się bardziej wyluzować, mimo że grałam z płyt. Jestem bardzo zadowolona z obydwóch występów solo. Pokazałam swoją selekcję i umiejętności w dość szerokim spektrum. Po obydwu występach pojawiły się różne ciekawe propozycje, więc traktuję je jako sukcesy. Natomiast zupełnie inaczej grało mi się ostatnio w towarzystwie Solid Blake, która jest jedną z moich ulubionych DJek. Obydwie przed występem zgodnie stwierdziłyśmy, że jeśli mamy tam znowu grać, to w duecie, gdyż granie tam solo jest zbyt stresujące. Solid Blake jest niezmiernie zabawną osobą i na nagraniu widać, że właściwie cały czas stroimy sobie żarty i świetnie się bawimy. Tak że, polecam granie w słynnym „kibelku”, ale radzę się przygotować albo wziąć kogoś do pary.

W poprzednim wywiadzie dla F powiedziałaś, że jesteś wierna brzmieniom analogowym i masz duży problem ze znalezieniem nowych wydawnictw, które stylowo  odpowiadałyby Ci tak, jak rzeczy sprzed prawie 30 lat. Nadal aktualne czy już mocno przedawnione? 

Nadal jest to aktualne, w dalszym ciągu kupuję płyty z lat 90-tych i tam odnajduje brzmienia, które są najbliższe mojemu sercu. Jest wielu współczesnych artystów, którzy również są wierni oldschoolowym gatunkom i z wypiekami na twarzy czekam na ich nowe wydawnictwa. To co gram, to właśnie mieszanka starych i nowych rilisów. Na pewno nie mogę narzekać na utwory produkowane obecnie, jest mnóstwo super ciekawych producentów i labeli, których regularnie wspieram.

W Twoich setach przewija się sporo gatunków. Jesteś w stanie aktualnie scharakteryzować swój muzyczny styl? Co aktualnie najbardziej lubisz grać?

Mój styl to mieszanka gatunków i na tym zbudowałam swoją markę. Lubię grać wszystko, najchętniej pomieszane i nudzą mnie sety jednolite stylistycznie. Lubię zaskakiwać i chcę, żeby moja publiczność nigdy nie wiedziała, czego się spodziewać. Sety jakie gram zależą od klubu i imprezy. Czasami gram warm-up, więc muszę grać wolniej i spokojniej, aby przygotować publiczność na gwiazdę wieczoru. Zdarza mi się coraz częściej grać w tzw. peak-time, więc wtedy mogę sobie pofolgować i np. przyspieszyć. Najbardziej kocham electro, breakbeat, trance, old-schoolowe i rave’owe techno, IDM, jungle, ale zdarza mi się też grać house czy italo.

Z innej beczki. Masz słabość do Palucha?

Haha, wiem do czego pijesz.

W twoich setach często możemy znaleźć takie „smaczki”, jak właśnie Paluch czy Rihanna. Jak wiemy, to jest nic. Jaki był najbardziej przypałowy numer, który przemyciłaś w swoim secie?

Haha! Z Paluchem to była taka historia, że dostałam cudowny remiks niedługo przed Boiler Roomem i wiedziałam, że muszę go zagrać dla wszystkich ziomków z Poznania (a, co zabawne, remiks przyszedł nie z Poznania, a ze Szczecina!). Lubię wkręcać pop czy rap edity w swoich setach, bo uważam, że każdy z nas lubi usłyszeć melodię, którą kojarzy i dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z elektroniką, może być to miłe zaskoczenie. Nie wiem, czy traktuję granie pop remiksów jako przypałowe, ale lubię zaryzykować, czy też sprowokować osoby, które zbyt poważnie podchodzą do DJingu, który ma być przecież dobrą zabawą. Zatem najbardziej ryzykownym było chyba zamknięcie Unsoundu mashupem Young Leosi „Jungle Girl” na podkładzie z Aqua „Barbie Girl” – wszyscy byli zadowoleni, więc chyba się opłaciło (śmiech).

W swoich setach często goszczą również polscy artyści. Niedawno zagrałaś nawet seta złożonego tylko z polskich producentów. Można śmiało nazwać Cię promotorką rodzimej sceny. Jednak na polskiej scenie, nie jest to zbyt popularny kierunek…

Wspominałam już o tym wcześniej, że niestety jako Polacy mamy wpojoną mentalność, że sukces nam się nie należy, a jeśli już coś osiągniemy, to musimy być za to nie wiadomo jak wdzięczni, jakbyśmy sobie na to ciężko nie zapracowali. Mam duży problem z takim podejściem. Uważam, że polska scena obfituje w talenty zarówno didżejskie i producenckie, ale ze strony promotorskiej zbyt dużo jest właśnie stawiania na importy, zamiast na budowanie lokalnej sceny. Na szczęście w ostatnich latach jest coraz więcej klubów, festiwali i promotorów, którzy próbują rozprawiać się z takim podejściem i ustawiają Polaków w najlepszych okienkach czasowych. Dzięki temu może ich usłyszeć szersza publiczność.
Ja osobiście nie mam problemu, aby nagrać cały miks składający się z doskonałych produkcji polskich i jest mi strasznie przykro, że nasi rodzimi producenci mają ogromny problem ze znalezieniem wydawców i często muszą brać sprawy w swoje ręce. Jeśli jako scena nie zaczniemy inwestować w rodzimych artystów i nie zaczniemy ich stawiać na piedestałach, zamiast ciągle bookować ograne gwiazdy za niebotyczne gaże, to nie zrobimy żadnego postępu i nie będziemy podziwiać karier Polaków na polu międzynarodowym.

Podczas ostatniej rozmowy poruszyliśmy różne problemy sceny. Widzisz jeszcze jakieś mankamenty, które można byłoby poprawić w klubowym świecie? Co się zmieniło na przestrzeni tych 3 lat, od naszego ostatniego spotkania?

Zawsze jest jakaś praca do wykonania! Scena, która nie jest rozwojowa, jest czymś zupełnie nieinteresującym. To, co na pewno się poprawiło, to pozycja kobiet. Kiedyś powszechne było kwestionowanie ich umiejętności, dziś jest to wręcz nie do pomyślenia, żeby mówić takie rzeczy na głos, ponieważ sukcesy wielu kobiet udowodniły, że nie odstają one poziomem od mężczyzn. Potrzebne jest jednak dbanie o równe możliwości. Na pewno najtrudniejszą kwestią jest bezpieczeństwo w klubach, na szczęście o tym też coraz częściej mówi się głośno: kluby prowadzą kampanie dotyczące molestowania i przemocy. W dalszym ciągu mało mówi się o bezpieczeństwie związanym z używkami, jest to wręcz temat tabu, co czyni tę kwestię jeszcze bardziej niebezpieczną. Jest to temat, któremu naprawdę powinniśmy poświęcić wiele uwagi. Kluby powinny też jeszcze bardziej skupiać się na bezpieczeństwie społeczności LGBTQ+, która ma tak ciężko w Polsce, a przestrzeń klubowa powinna być dla nich bezpieczną przystanią. Niestety, nie każde miejsce jest dla nich zachęcające. Pracy do wykonania jest dużo, ale na szczęście widać chęci i ludzi, którzy chcą się pochylić nad tymi sprawami.

Mimo wielkiego bumu na sprzedaż winyli, nie przekłada się to na granie z nich w klubach. Nadal Ci się zdarza grać z winyli, ale w dzisiejszych czasach to chyba większy problem dla klubu niż prestiż, by gościć takiego DJa za deckami. 

Sprzęt w klubach jest, ale czasami jest źle przygotowany. Ja nie mam wcale złych doświadczeń z graniem z winyli w klubach. Najczęściej dostaję info przed imprezą, że nie będzie możliwości grania z gramofonów, więc po prostu nie zabieram ze sobą wtedy płyt – z tego względu nie zazdroszczę artystom, którzy grają wyłącznie z winyli, bo taka sytuacja może być dla nich dość nieprzyjemna.

„Zgrałaś” Polskę wzdłuż i wszerz, więc masz dobre rozeznanie. Czy cały czas uważasz, że Poznań jest numer jeden na polskiej scenie klubowej?

Uważam, że poznańska scena ma najbardziej ciągłą tradycję w kraju, jest najbardziej zgrana i zjednoczona na tle innych miast. Jest to ewenementem na skalę krajową, że jeden wiodący klub robi oficjalne aftery w drugim wiodącym klubie w mieście – takie sytuacje nie zdarzają się chyba nigdzie indziej w Polsce. Nie wiem natomiast, czy ilość DJów i DJek w Poznaniu przekłada się na różnorodność repertuaru. Zdaje się, że w innych miastach są ekipy, które bardziej szaleją w różnych stylistykach. Ale na pewno, jeśli spojrzysz na rozkład cotygodniowych imprez, to Poznań ma najwięcej do zaoferowania i to, za co najbardziej lubię naszą scenę to to, że tutaj naprawdę wszyscy się lubią.

Co słychać u Twojej ekipy Oramics? Swego czasu byliście bardzo aktywne razem, a wygląda jakbyście ostatnio przystopowały z działaniami.

Działania Oramics w dużej mierze opierały się na wydarzeniach w realu. Robiliśmy imprezy czy warsztaty, a przez pandemię nasze możliwości zostały ograniczone. W 2021 roku zorganizowałyśmy jednak cyber rave, który zbierał środki na Aborcyjny Dream Team. Również we wrześniu wydałyśmy składankę Cut The Wire, która zbierała pieniądze na Fundację Ocalenie pomagająca uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej i udało nam się zgromadzić ponad 12 tysięcy złotych. Tak że udało nam się skutecznie działać mimo przeciwności losu. Mam nadzieję, że w 2022 roku będziemy miały szansę powrócić do regularnego organizowania imprez i warsztatów, jeśli tylko pozwoli na to sytuacja epidemiczna.

Miło Cię było zobaczyć w ogłoszeniach Audioriver 2022. Bywałaś w poprzednich latach na Audio jako uczestnik, teraz staniesz po drugiej stronie…

Dziękuję, bardzo mi miło! Na Audio byłam pierwszy raz w 2009 roku, gdy nastąpił słynny incydent pod tytułem „płakałam na Moderacie”. Potem byłam na festiwalu jeszcze parę razy, ostatnio chyba w 2015 roku. Być tam zaproszoną i wymienioną w pierwszym ogłoszeniu artystów to dla mnie ogromne wyróżnienie. Audioriver to pierwszy festiwal z muzyką elektroniczną, na którym byłam i na pewno miał wpływ na mój rozwój jako artystki. Usłyszałam tam wiele występów swoich idoli oraz idolek i z niecierpliwością czekam na lipiec, gdyż line-up ogłoszony do tej pory zapowiada się ciekawie. Nie wiem jeszcze na jakiej scenie zagram, ale na pewno dam z siebie wszystko.

Jakie plany na 2022?

Dostaję regularne zapytania z klubów zagranicznych, jednak cały czas wszystko jest niezmiernie niepewne i daty się przesuwają. Myślę jednak, że na wiosnę sytuacja będzie już jaśniejsza i będę mogła w końcu ogłosić, gdzie się wybieram. Tradycyjnie szykuję kilka miksów w tym roku i generalnie podchodzę do przyszłości z większym optymizmem niż rok temu. Myślę, że sezon wiosenno-letni będzie obfitował w wiele nowych doświadczeń.

Make-up: Ada Kochanek
Sukienka: fal-ash.com