Muzyczny świat Gaby Kulki

Gaba Kulka
11 cze 2015
Paulina Koszyczarek

Gaba Kulka nie przestaje zaskakiwać swoim talentem. W poprzednim roku wydała swoją kolejną płytę ?The Escapist?, a obecnie kontynuuje trasę promującą ten krążek. Z Gabą rozmawialiśmy m.in. o jej muzycznych kolaboracjach, nowym albumie oraz muzyce z dawnych lat.

 

Współpracujesz z wieloma różnymi artystami. Czy te muzyczne projekty wpływają w jakimś stopniu na muzykę, którą tworzysz pod własnym nazwiskiem?

Bardzo. Właściwie nie chciałabym tego oddzielać. To, co robię pod szyldem Gaba Kulka, to też jest współpraca. Na szczęście jest to stała współpraca i bardzo się z tego cieszę. Ludzie, z którymi gram, to inspiracja, zarówno kiedy gram swoje piosenki, jak i cudze lub napisane z kimś innym. Natomiast to, co odróżnia granie swoich własnych piosenek od przedsięwzięć takich jak The Saintbox czy Baaba Kulka, to fakt, że każdy repertuar stawia inne wymagania. Wystarczy porównać koncert The Saintbox z koncertem Baaba Kulka. Kompletnie dwie różne atmosfery, dwa różne zestawy satysfakcji, którą można osiągnąć na scenie. To też dwa różne wyzwania. Saintbox to połączenie wizualnej strony z muzyką, synchronizacji wszystkiego, co się dzieje, bardzo konsekwentnego trybu. Baaba Kulka to zupełna odwrotność. Twórczy chaos i zabawa. To są na pewno rzeczy, które wzbogacają, poszerzają moje horyzonty. Mogę zauważyć, co jest dla mnie dobre, co mogę później wykorzystać. Na płycie „The Escapist” jest kilka utworów, które bez mojej pracy przy The Saintbox, prawdopodobnie by nie powstały. Czuję, że różne moje działalności „pozalekcyjne” dają mi naprawdę dużo.

Na koncertach często grasz covery zespołu Queens of the Stone Age. Na płycie „The Escapist” też pojawiła się ich piosenka. Jej wybór ma szczególne znaczenie?

W tym przypadku jest nam potrzebna chronologia. Jesienią 2013 wydaliśmy płytę „Wersje” i ruszyliśmy w trasę promującą ten album. Ułożyliśmy wtedy dość nietypowy program koncertów. Graliśmy tylko kilka utworów z Wersji, a zaczęliśmy pokazywać nowe numery, które zaczęły się rodzić na próbach (które później pojawiły się na płycie The Escapist). Akurat ten moment prób do trasy, czyli jesień 2013, to był moment, kiedy zapałałam miłością do płyty „Like Clockwork”. Ten album kompletnie mnie zafascynował. Wcześniej znałam single zespołu Queens of the Stone Age, ale nie byłam fanką z krwi i kości. Jest to naprawdę genialny album. Byłam nim tak zauroczona, że przygotowywaliśmy w pewnym momencie aż trzy numery z tego albumu. I jeden z nich trafił na nową płytę. W ”Keep Your Eyes Peeled” trzymamy się  formalnie oryginału, ale w naszej wersji wykorzystujemy inne muzyczne środki i instrumenty. Osobiście uważam, że w tym kawałku od pięknej strony pokazali się chłopcy z zespołu; dla mnie  brzmią tam trochę tak, jak wtedy, gdy grali jako trio The Light. Nie wiem, czy by się ze mną zgodzili. Czułam też, że „Keep Your Eyes Peeled” będzie pasował do innych piosenek z „The Escapist” i stanowi – wraz z utworem tytułowym – pewien rodzaj klamry.

Najważniejsza piosenka z płyty The Escapist?

Nie da się takiej wybrać. Nagraliśmy o wiele więcej i będziemy kontynuować pracę nad numerami. Wybieranie na tym etapie nie jest możliwe.

Można więc powiedzieć, że The Escapist będzie miał swoją kontynuację.

Nie chciałabym mówić o tym w ten sposób. Mimo że niektóre piosenki są już nagrane, żadna nie jest zmiksowana. Ten album będzie się jeszcze tworzył, dlatego nie chcę myśleć o nim w żaden konkretny sposób. Nie chcę mówić o tym, w jaki sposób będzie się odnosił do „The Escapist”, bo już na etapie wyboru piosenek czuję, że ma inną tożsamość. Nie chcę ani naśladować poprzedniego albumu, ani się od niego odcinać na siłę.

Inspirujesz się muzyką lat 70. i 80. Co jest dla Ciebie najbardziej wyjątkowego w muzyce tamtych lat?

To jest bardzo trudne pytanie. Chyba podejście do muzyki, do tego, że jeśli coś jest mocne, niekoniecznie musi być głośne. Lubię to rozmalowanie, moment wejścia w muzykę progresywną, która jeszcze wtedy nie polegała na ściganiu się po gryfie. Jest kilka takich zjawisk, np. fortepianowy rock, który później w latach 80. został trochę stłumiony, a w latach 90. znowu zaczął powoli wyrastać. Na pewno muszę wspomnieć o Beatlesach, może nawet bardziej o ich solowych albumach. Podczas tworzenia płyty „The Escapist” takie skojarzenia chodziły nam po głowach. Muzyka lat 70. i 80. to muzyka, która zawsze była mi bliska. Teraz zaczęłam odkrywać te warstwy inspiracji, które być może były przykryte innymi rzeczami. Poprzednie płyty były osadzone w moich bieżących fascynacjach. A przy nowym albumie okazało się, że stare muzyczne miłości dojrzały i  przebiły się na powierzchnię. To nie było tak: „zrobimy teraz tak, żeby to zabrzmiało jak Fleetwood Mac”, ale na zasadzie: „A więc stąd to się wzięło! Dlatego że męczyłaś „Rumours” na drugim roku studiów przez 6 miesięcy”. Myślę, że te rzeczy po prostu przesiąkają do twojej muzyki.

Podczas koncertów czasami grasz na ukulele. Kiedyś uczyłaś się gry na gitarze. Dlaczego się poddałaś?

Przede wszystkim nie chciałam, żeby ktoś mnie uczył gry na gitarze, chciałam się sama nauczyć. Rodzicie namawiali mnie na lekcje gry, ale mówiłam: „Nie ma mowy. Gry na instrumentach zawsze uczyli mnie nauczyciele, a teraz nie dam się uczyć”. Poświęciłam temu sporo czasu i na pewno tylko dlatego teraz umiem cokolwiek zagrać na ukulele. Gitara szybko przegrała jednak z pianinem.