„Muzyka to moja osobista terapia” – Organek

Organek
11 paź 2015

Harmonijka oraz broń palna to definicje, jakimi częstuje nas słownik języka polskiego, gdy wpiszemy hasło: „Organek”. Zespół powstał stosunkowo niedawno, bo dwa lata temu, założony przez Tomasza Organka posiada siłę rażenia i ekspresje broni palnej. Na dodatek teksty są figlarne niczym brzmienie harmonijki. Rok temu zadebiutował albumem „Głupi”. Przewrotny tytuł sugeruje dystans do siebie i udowadnia, że Organek wcale nie jest głupi.

 

Bezpretensjonalne i odważne teksty, które piszesz bywają bardzo dosłowne a jednocześnie posiadają swoje metaforyczne znaczenie. Wolisz być rozumiany w konkretny sposób, czy jesteś zwolennikiem wolności interpretacji?

Mi się zawsze wydaję, że piszę, aż nazbyt dosłownie. Nie unikam różnych środków stylistycznych, w tym także metafor, czasami nawet piętrowych. Wierzę w swojego słuchacza, ufam, że zrobi z tych tekstów odpowiedni użytek, ale na własną rękę. Dowolność interpretacji służy tekstowi, bo zawsze poszerza jego pole rażenia. To, można powiedzieć, cytując mojego ulubionego Houellebecq’a, takie poszerzenie pola walki.

Uważasz się za rockmana? Twój styl życia mógłbyś scharakteryzować, jako bardziej rockowy czy spokojny?

Uważam się za człowieka poszukującego odpowiedzi na różne pytania, mimo że z wiekiem stawiam ich sobie coraz mniej. Do tego celu używam muzyki. Piszę piosenki i interpretuje je na różne sposoby podczas koncertów. Konfrontuję swoje widzenie świata z odbiorcą. Słowo rockman do mnie nijak nie pasuje, zresztą bardzo zawęża i stereotypizuje zajęcie każdego tworzącego muzyka. Moje życie jest dość pogmatwane, dynamiczne, pełne uniesień i potknięć ,ale zamykanie tego wszystkiego w jednym słowie rockman odziera je z niuansu. Rockman nie kojarzy mi się zbyt mądrze. To jakiś nachlany koleś z gitarą, na wysokości kolan wywalający język do lasek pod sceną. Nie, nie jestem rockmanem.

Brałeś udział w głośnym projekcie Made in Polska. Celem tego przedsięwzięcia jest udostępnianie polskich zasobów audiowizualnych muzycznej popkultury. Czy Twoją muzykę można skategoryzować, jako element popkultury?

Oczywiście, że można. Wszystko co dzieje się publicznie, a posiada jakikolwiek walor artystyczny, jest elementem popkultury.  Nawet ostatni, szeroko komentowany Konkurs Chopinowski stał się jej częścią. To nie kwestia elitarności danego dzieła czy wydarzenia, ale szerokość przekazu  czyni zeń, element popkulturowy, czy tego chcemy czy nie. Mam wrażenie, że w dzisiejszych zdygitalizowanych czasach bez przestrzeni popkulturowej twórca i jego dzieło w ogóle nie istnieją.

Od 2003 roku byłeś członkiem zespołu Sofa. Co popchnęło Cię do tego, aby zrezygnować z bardziej hiphopowo-soulowych brzmień w stronę rocka?

Chęć założenia takiego zespołu tkwiła we mnie od lat. Praktycznie od zawsze wiedziałem, że będę miał swój zespół gitarowy i że będę pisał piosenki po polsku. Poważne i świadome słuchanie muzyki zacząłem od Jimiego Hendrixa, The Doors i Cream. Później przyszła scena alternatywna z zespołami pokroju Sonic Youth. Nie mogło więc być inaczej. Sofa przydarzyła mi się niejako po drodze. Zostałem do niej zaproszony. To był czas kiedy uczyłem się muzyki, poznawałem harmonię na Wydziale Jazzu i Rozrywki w Katowicach, a trzeba pamiętać, ze Sofa z początku była zespołem instrumentalnym, mocno improwizującym.  Dużo jej zawdzięczam, sporo się tam nauczyłem, zarówno od strony produkcyjnej, jaki i scenicznej, ale to już raczej zamknięty rozdział.

Z wykształcenia jesteś anglistą. Mnóstwo artystów polskich, ale nie tylko, odchodzi od tworzenia tekstów w swoim rodzimym języku. Angielska mowa przewija się w naszym życiu coraz częściej. Czy to, że piszesz utwory w większości po polsku jest oznaką patriotyzmu?

Nie. Jest oznaką zdrowego rozsądku. Jestem po prostu świadomy faktu, że w żadnym innym języku nie skomunikuję się z moim słuchaczem na tak wysokim poziomie emocjonalnym, a na tym zależy mi najbardziej. Tylko poprzez język, w którym wzrastaliśmy, jesteśmy w stanie porozumieć się tak precyzyjnie, ważąc dokładnie każde słowo, idiom, przecinek, szyk itd. Obce języki, mimo że coraz lepiej nimi władamy, nie dają nam tej możliwości, z tego prostego powodu, że są nabyte, wtórne. Nie rośliśmy z nimi w żadnym kontekście kulturowym. Po prostu nauczyliśmy się obcych odpowiedników naszych wyrazów.

Już za kilka dni pojawi się polska premiera filmu „11 Minut” Jerzego Skolimowskiego. Miałeś niemały udział w czasie procesu tworzenia. Jak się czujesz w roli twórcy muzyki filmowej

Muzykę do filmu „11 Minut” skomponował Paweł Mykietyn, wybitny twórca muzyki teatralnej i filmowej, i zawsze proszę odnotowanie tego faktu. Moją rolą było zaśpiewanie „O, Matko!” w wersji  acapella pod konkretną scenę oraz dopisanie fragmentu muzyki do dwóch kolejnych scen. Tak m.in. powstał utwór instrumentalny „Warszawa 17:11”. Wraz z Bartkiem Staszkiewiczem z Sofy dopisaliśmy też muzykę do trailera pokazywanego na festiwalu w Wenecji. Praca z Jerzym Skolimowskim to jedno z najważniejszych doświadczeń artystycznych w moim życiu dotychczas.

Dzięki utworowi „Stay”, zostałeś pierwszym polskim artysta, który jest promowany na głównej stronie Vevo.com w USA, wśród muzycznych osobistości, takich jak: The Police, Gun’s & Roses czy Scorpions. Czemu zawdzięczasz ten sukces? Dlaczego wybrałeś akurat Lizbonę na miejsce nagrań?

Prawdopodobnie swojej piosence. Utwór wraz z klipem spodobał się w europejskiej centrali Vevo w Berlinie i zaczęto go szerzej promować. Z Lizboną wiążą mnie szczególne wspomnienia. Spędziłem tam wspaniały czas kilka lat temu i ma do tego miejsca absolutny sentyment.

Koncertowanie, obserwacja tłumu, który zna na pamięć wszystkie Twoje piosenki daje Ci poczucie szczęścia i satysfakcji?

Na pewno satysfakcji. Szczęście jest chyba gdzieś indziej. Cieszy mnie ta akceptacja, bo dzięki niej mogę robić to, co robić uwielbiam. Mogę pisać, komponować i grać koncerty. Uwielbiam to życie i nie zamieniłbym na żadne inne. Jestem wdzięczny losowi za to, co mam. Takie życie okupione jest znacznymi kosztami osobistymi i ciężką pracą bez limitu godzin, ale nie chciałbym innego.

W jednym z wywiadów mówisz o tym, że Twoja płyta to zbiór rad, jakich mógłbyś udzielać innym. Czy w związku z tym, bycie artystą to również bycie psychologiem? A może, to muzyka jest dla Ciebie terapią?
Szczerze mówiąc, to nie pamiętam tej wypowiedzi, ale jeżeli tak powiedziałem, to głupio powiedziałem. Nie mam w sobie na tyle bezczelności, żeby udzielać komukolwiek rad. Moje teksty to moje osobiste przeżycia i obserwacje. Jeżeli ktoś weźmie z nich coś dla siebie, to będzie mi bardzo miło, ale nie daję sobie tego typu przywileju, żeby uszczęśliwiać kogokolwiek swoimi złotymi myślami. Co do ostatniej części pytania, to zgadzam się. Muzyka to moja osobista terapia. Nie wiem co bym bez niej zrobił.

Lista koncertów, podczas aktualnej trasy koncertowej jest niesamowicie długa. Jakie plany po zakończeniu muzycznych wojaży? Odpoczynek, czy może od razu praca nad kolejnym krążkiem?

Tego roku graliśmy tak dużo, że nie mieliśmy czasu popracować nad nowym materiałem, a jest w nas już silna potrzeba tworzenia nowych rzeczy. Mam nadzieję, że to się tej jesieni uda.