„Bardzo duża część mojej świadomej edukacji muzycznej ma miejsce w czasie imprezy” – Naked Relaxing

Naked Relaxing
10 kwi 2023
Dawid Balcerek, Rafał Szaroleta

Zaprawiony w klubowych bojach zamienił Poznań na Warszawę, ale mimo wszystko regularnie możemy go spotkać w stolicy Wielkopolski. Na początku tego roku wydał swoją debiutancka EPkę, która została bardzo dobrze przyjęta przez słuchaczy i media, co zaowocowało start jego kariery. Kariery, bo tak śmiało można już nazwać poczynania Aleksandra Kaźmierczaka, który gra i produkuje pod pseudonimem naked relaxing. Zapamiętajcie tę ksywę, bo tego lata będzie o nim głośno, a facet dopiero się rozkręca.

 

Parallax, Nur Jaber, Mall Grab – to tylko część artystów, których już supportowałeś. Czy kiedy ruszasz w świat, to czujesz, że Twoja kariera nabiera tempa?

Szczerze mówiąc, dopiero niedawno miałem okazję odpocząć chwilę i spojrzeć wstecz na to, co już zrobiłem. Fajnie było, przy okazji tej retrospekcji, szeroko się uśmiechnąć – piękne uczucie! Granie z naprawdę wieloma artystami ze światowego topu to niesamowita sprawa. Co do nabierania tempa – poprzedni rok minął mi niespodziewanie szybko, chociaż odczułem to tylko na początku. Trochę jak w pociągu – na starcie czujesz duże przyspieszenie, a potem suniesz wygodnie 160 km/h. I tak, jak Intercity, ciężko było się chociaż na chwilę zatrzymać. Póki co ruszam w świat raczej nieśmiało, przeważają bookingi krajowe z małymi wycieczkami na Islandię czy do Czech. Ale jeśli spędziłem poprzedni rok w pociągach, to może jedno z następnych lat uda się spędzić w samolotach? Kto wie…

Granie u boku Mall Graba to było zapewne jedno z Twoich muzycznych marzeń. Jak wspominasz imprezę w poznańskiej Tamie?

Zdecydowanie było to najważniejsze wydarzenie zeszłego roku. Poznanie kogoś, kogo muzyczne kroki śledziłem właściwie od zawsze i cieszyłem się jak dziecko jego muzyką. Kogoś, kto okazał się po prostu najlepszym ziomkiem na świecie. I to nie tylko kurtuazyjnie “najlepszym ziomkiem”, tylko najlepszym “daj spróbować, co tam zamówiłeś, bo ja mam coś innego na talerzu” ziomkiem. Cała historia zaczęła się de facto na warszawskiej Smolnej, gdzie w chwili przerwy od grania Jordon zapytał mnie, czy chcę dołączyć do nich za DJką i stworzyć potrójnego seta (Mall Grab grał wtedy ze Skin On Skinem). Odpowiedziałem z chłodną głową, że oczywiście, i że mam na to numer. I było to, Johnny Vicious feat. Lula – Take Your Shirts Off (Dj Wout remix). Numer, który headliner zna na pamięć, a na pewno się go nie spodziewał. Po wspólnym secie na smolnej Mall Grab zaproponował mi czterogodzinne b2b w Tamie. Reszta jest historią. Takich reakcji tłumu i takiej energii nie widziałem nigdy wcześniej. Dla mnie absolutne spełnienie marzeń. Co więcej, wszystko widziała moja mama, która, wiedząc, że to dla mnie ważne, była wtedy ze mną w Tamie.

Ok, granie marzeń mamy odhaczone, a jak to wygląda w kontekście wytwórni? Gdzie najchętniej byś się widział i dlaczego?

Najchętniej wydałbym cięższy materiał w Steel City Dance Discs i trochę lżejszy w Ninja Tune. SCDD to wybór oczywisty, MG jest tam szefem i moje produkcje tam pasują jak chyba nigdzie indziej. Ninja Tune to wytwórnia – legenda, zawsze skupiała wokół siebie nietuzinkowe postacie, które ciężko znaleźć w katalogach bardziej sprofilowanych labeli. Chciałbym też z czystej ciekawości wydać materiał w jakimś majorsie i zobaczyć tę całą machinę od środka.

Twoja EPka wyszła nakładem Potop Records, w której zebrało się kilka ciekawych postaci, takich jak m.in. PENERA czy Wulkan. Jak oceniasz tę współpracę?

Na piątkę z plusem! Chłopaki (Piotr Ładzia i Michał Piwowar) to bardzo pomocni, doświadczeni i otrzaskani w temacie wydawania muzyki goście. Katalog labelu już jest bardzo ciekawy i gromadzi nietuzinkowe postacie. Nie są to zbiory takich samych numerów robionych od linijki. Każdy release jest inny, każdy ma w sobie dużo energii i charakterystyczne elementy. Niestety muszę przyznać, że od momentu propozycji wydania EPki, do chwili jej wypuszczenia, minęło więcej czasu niż bym chciał.

Od ostatniego wydawnictwa naked EP wydanego w Potop Records minęło już trochę czasu. EPka spotkała się z pozytywnym przyjęciem ze strony mediów, a odsłuch trafił na kanał HATE. Jesteś zadowolony z feedbacku?

Bardziej niż zadowolony, zdecydowanie. Szczerze mówiąc, to przez pierwszy tydzień po premierze nie mogłem odkopać się z wiadomości i udostępnień na Instagramie – totalne szaleństwo. Bardzo wiele osób pisało, że czekało na takie numery, jak “victoria’s secret” czy “haos”. Nie wiem co powiedzieć poza “dziękuję”. Materiał z wydawnictwa był przeze mnie grany na wielu imprezach, więc parkietowo został już solidnie przetestowany. Nie spodziewałem się jednak tak pozytywnego i tak szerokiego odbioru w mediach. Niesamowicie mnie to cieszy!

Jesteś młodą osobą, jednak w ogóle tego nie słychać w Twoich setach. Natomiast słychać w nich dużą różnorodność – częsta zmiana rytmu, groovu oraz mieszanie nowych numerów ze starymi. Skąd u Ciebie taka muzyczna zajawka?

Mam bardzo prostą zasadę: music that makes me dance. Niezależnie od tego, czy jest to brutalne, gęste od atmosfery berlińskich klubów techno, czy też klasyczny house rodem z Chicago. Muzyka musi sprawiać, że chce mi się tańczyć. Bardzo lubię też patrzeć wstecz. Uważam, że rzeczy, które powstawały pierwsze w danej stylistyce, są często najlepsze. To trochę casus debiutanckich albumów. Poza tym, na co dzień słucham bardzo różnej muzyki. Wychodzi na to, że gdzieś to słychać również w selekcji.

Mieszkasz obecnie w Warszawie, ale mimo wszystko jesteś mocno związany z Poznaniem i tu często bywasz. Jak to się stało, że stolica Wielkopolski odgrywa w Twoim życiu tak szczególne miejsce?

Przeprowadziłem się do Poznania w połowie 2015 roku i spędziłem tu 6 pięknych lat. Poznań jest dla mnie miastem, które mnie bardzo mocno ukształtowało, zarówno pod względem artystycznym, jak i tym życiowym. Miejscem pierwszych DJ setów, wielu przyjaźni, pierwszej pracy w branży muzycznej, wielu imprez, odkryć, pierwszych doświadczeń klubowych. Właściwie szybko stałem się częścią lokalnej sceny i jestem jej bardzo wdzięczny za przyjęcie mnie jak swojego. Nadal, pomimo wyprowadzki, czuję się tu jak w domu. Złapałem się ostatnio, wjeżdżając do miasta od strony Garbar, na nostalgicznym patrzeniu przez okno i myśleniu: “o, tu mieszkałem, a tu chodziłem na pickę do Włocha, a tu jeździłem na rowerze w trakcie pandemii”.

fot. Sylwia Klaczyńska

Pokusimy się zatem o porównanie warszawskiej sceny do poznańskiej. Co wg. Ciebie różni je obecnie, a gdzie widzisz cechy wspólne?

Wbrew pozorom te dwie sceny są do siebie bardziej podobne, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. W obu miastach mamy wiodące miejsca o pojemności 300-600 osób, jak i te alternatywne, mniejsze miejscówki, m.in. Dom Technika czy K-Bar. W porównaniu do LABu czy Schronu, na Jasnej lub Smolnej mamy jednak zdecydowanie więcej headlinerów, którzy na co dzień stanowią czołówkę sceny europejskiej. Wydaje mi się, że publiczność w obu miastach różni się niewiele, jest tak samo otwarta na muzykę i doświadczenia klubowe. W Warszawie jednak nie ma miejsca, które byłoby podobne do Tamy programo i pojemnościowo, i to jest moim zdaniem największy brak na mapie klubowej stolicy. Najbardziej w warszawskich klubach brakuje mi jednak yerba mate, która w Poznaniu, wzorem Berlina, jest dostępna nawet w tych najbardziej odjechanych smakach w każdym z wymienionych wyżej miejsc.

W jednym z wywiadów wspomniałeś, że na początku swojej przygody muzycznej robiłeś bity hip-hopowe. Możesz rozwinąć ten temat? I jak to się stało, że z producenta hip-hopowego, których przeważnie charakteryzuje tempo 92-95, wskoczyłeś na tak „szybkie” produkcje?

Bardzo dobre pytanie! Zgadza się, w czasach nastoletnich byłem zajarany brzmieniem NOONa i robiłem wówczas rapowe bity, głównie lo-fi. Dzięki temu poznałem podstawę obsługi programów do produkcji muzyki – FL studio i Abletona Live 9. Dowiedziałem się też czym jest sampling. Zacząłem więc słuchać soulu dla sampli, potem słuchać go po prostu zamiast rapu, potem jazzu, bitowej elektroniki i tak jakoś samo poszło. Całe życie słuchałem bardzo, ale to bardzo różnej muzyki. W pewnym momencie, bodajże w 2015 roku, wpadły mi w ręce: Moderat “II”, singiel “Open Eye Signal” Jona Hopkinsa, “Settle” Disclosure i “Untune” Zamilskiej. I utonąłem. Zacząłem więcej eksperymentować, robić house’owe numery. Z biegiem doświadczenia jako producent, odważyłem się przyspieszać i łamać bit 4×4. A potem w 2019 roku Mall Grab i Skin On Skin wydali “Strangers” EP i odkryłem, że to jest właśnie brzmienie, do którego chcę dążyć. Bardzo duża część mojej świadomej edukacji muzycznej ma miejsce w czasie imprezy. To zabawne, ale jeśli jestem w klubie i nie gram, to głównie słucham.

Producencka przeszłość zostawiła mocne ślady. W kawałkach “hood” oraz “victoria’s secret” używasz sampli wokalnych. Czy w ten sposób próbujesz zawrzeć jakiś przekaz?

Nie do końca jest to jakiś przekaz, ale uważam, że sample wokalne zawsze definiują cały numer. “Hood” nie byłoby tak uliczne i basowe, gdyby nie rap, który został tam wklejony. Podobnie ma się z “victoria’s secret”. Gdyby nie wybitny hook nieodżałowanej Gangsta Boo (RIP), numer ten nie miałby nawet połowy tej energii, którą finalnie emanuje. Dopasowanie basu, bębnów i acapelli warunkuje wszystko inne, co dzieje się w danym utworze. Myślę, że mogę to nazwać znakiem rozpoznawczym.

Na koniec trochę o najbliższej przyszłości. Twoje sety mogliśmy usłyszeć m.in. w malutkim Przelocie, przez LAB, po Tamę. Kluby masz otrzaskane, więc czas na festiwale. Gdzie będziemy mogli Cię usłyszeć w tym roku?

Sezon festiwalowy otwieram w tym roku bardzo wcześnie, bo już 21.04 występem na NEXT FEST. Nie mogę się doczekać powrotu wiosennego festiwalu, którego forma wrosła na stałe w tkankę miejską Poznania! Będzie to specjalny, hybrydowy występ, w połowie grany w formie live-actu, a w połowie jako DJ set. W tym roku czekają mnie również dwa debiuty: FEST Festiwal, gdzie zagram house’owego seta oraz legendarne Audioriver!

A co planujesz, jeśli chodzi o produkcję?

Bardzo nie lubię mówić o rzeczach, których jeszcze nie zrobiłem. Mogę natomiast zdradzić, że w pierwszej połowie roku na pewno ukażą się dwa nowe numery i dwa remixy mojego autorstwa. Chciałbym też wydać EPkę klimatycznie osadzoną w gęstej nocy, spędzonej w całości w klubie. Są to mniej przystępne niż na “naked” EP numery, o zdecydowanie większej ilości mroku. Póki co, testuję ją podczas DJ setów, więc miejcie oczy i uszy otwarte!

Dzięki!

Dziękuję pięknie za wywiad!