Na początku tego roku wydała debiutancki album, który zapewnił jej mocną pozycję na polskiej scenie muzycznej. Płycie nadała tytuł ?A kysz!? – jak sama twierdzi, żeby nazwa odpędziła od projektu złe moce. Frekwencja na koncertach i kolejki fanów po autograf świadczą o tym, że sztuczka chyba działa. Z Darią Zawiałow rozmawiamy po jednym z takich koncertów, w poznańskim klubie Blue Note.
Rozpoczęłaś niedawno swoją debiutancką trasę koncertową, wystąpiłaś też podczas wielu letnich festiwali. Czy show biznes Cię czymś zaskoczył? I jak radzisz sobie z byciem jedyną kobietą w zespole?
Po pierwsze – nie czuję się częścią show biznesu. Ja tylko tworzę muzykę, gram koncerty i to jest dla mnie najważniejsze. Jeśli chodzi o moich kolegów – na szczęście zawsze byłam chłopaczarą i zawsze trzymałam się z chłopakami. Do dzisiaj tak zostało. Mam jedną przyjaciółkę i parę koleżanek, ale to z mężczyznami przebywam ciągle. Na próbach, przed koncertami i rozmawiając w busie. Nie ukrywam, że muszę jakoś znosić ich żarty (śmiech). Dogadujemy się doskonale i tak naprawdę bardzo cieszę się, że w zespole mam samych mężczyzn. Niedawno do naszego teamu dołączyła managerka, więc jesteśmy już dwie, natomiast wiadomo jak to jest, najczęściej przebywam jednak z chłopakami.
W zespole jesteś szefową, która chce zadbać o każdy detal czy raczej preferujesz pracę w teamie?
Jestem solistką, a w konsekwencji tego liderką, ale bardzo liczę się ze zdaniem chłopaków. Traktujemy się jak rodzina. Wszystkie decyzje muzyczne podejmujemy razem. Bardzo ważny jest w tym wszystkim Michał Kush, mój przyjaciel, z którym nagrałam debiutancką płytę. To szef zespołu, więc na nim spoczywa zarządzanie, razem podejmujemy ostateczne decyzje.
Jesteś zafascynowana byciem narratorem, tworzeniem kreacji i snuciem opowieści w tekstach. A jak to wygląda na scenie? Sto procent Darii czy wchodzenie w przemyślaną rolę?
Na scenie jest zdecydowanie sto procent Darii. To co znajduje się w tekstach piosenek wychodzi ze mnie naturalnie, oddaję wtedy wszystkie emocje. Choć szczerze mówiąc, gdy się nad tym zastanowię, trudno mi określić czy nie ma też w tym krzty wcielania się w rolę. Jeśli jest tam trochę aktorstwa to pozostawiam to ocenie widza. Emocje, które płyną ze mnie są bardzo naturalne.
Zamiłowanie do aktorstwa widać na pewno w teledyskach – chociażby w najnowszym, do udziału w którym zaprosiłaś Piotra Roguckiego.
Bardzo dużą uwagę przywiązuję do teledysków. Uwielbiam kiedy są o czymś, opowiadają konkretną historię i tak cię wciągają, że chcesz poznać ich zakończenie. Lubię teledyski, które są nieprzewidywalne i totalnie nieoczywiste albo mają niedopowiedziane zakończenia jak w filmach Christhoper’a Nolana. Zawsze jestem bardzo aktywna przy pisaniu scenariusza. Podczas klipu do „Na skróty” miałam po raz kolejny przyjemność współpracować z Dominiką Podczaską, która w każdy projekt angażuje się stuprocentowo. Pracowało nam się bardzo dobrze, złapałyśmy już drugi raz wspólne flow (Dominika tworzyła też teledysk do ‘’Kundla Burego’’). Po napisaniu scenariusza zaczęłyśmy zastanawiać się, kto by najlepiej pasował do męskiej roli. Wtedy Michał Kush stwierdził swoim zwyczajem – „Stara, do tej roli najlepiej będzie pasował Rogucki! To jedyna opcja, która idealnie się sprawdzi!”. Nie mogłam się z nim nie zgodzić. Piotrek dał się już poznać szerszej publiczności nie tylko jako muzyk i wokalista, ale również genialny aktor. Ma w twarzy i sposobie bycia coś bardzo psychodelicznego. Kiedy Piotrek poznał Dominikę i przeczytał scenariusz, uznał że będzie to wielka radość. Szybko okazało się, że Piotrek i Dominika dogadali się na tyle, że chcieliby stworzyć również teledysk do najnowszego utworu COMY ‘’Lajki’’. Piotrek wpadł na genialny pomysł aby teledyski połączyć w jedną całość. Tak właśnie powstały nasze klipy, które opowiadają jedną historię. Część pierwsza w ‘’Lajkach’’ i to co dzieje się dalej czyli ‘’Na Skróty’’.
Kiedy miałaś 15 lat wyprowadziłaś się do Warszawy i zamieszkałaś sama. Jednak zazwyczaj zamiast imprez wybierałaś muzykę i filmy. W swoich muzycznych inspiracjach wspominasz takie nazwiska, jak Jack White, Amy Winehouse, czy Czesław Niemen. Jak jest z kinem?
Przy na „Na skróty” inspirowaliśmy się „Fargo”. Nie filmem, tylko serialem, który ostatnio zrobił na mnie duże wrażenie. Nie ukrywam, że są w tym teledysku również motywy z moich fascynacji „Pulp Fiction”. Seriale i filmy mają duży wpływ na to, co chciałabym zrobić w przyszłości – nie ukrywam, że mam bogatą wyobraźnię w kontekście moich planów (śmiech). To co się dzieje teraz, to zaledwie kilka teledysków, tekstów na płycie. Nie miałam jeszcze okazji, żeby w stu procentach przelać to, co mnie nakręca do mojej twórczości. Wszystko przede mną.
Podczas pracy przy „A kysz!”, na początku trudność sprawiało Ci pisanie tekstów, potem stałaś się miłośniczką tego elementu tworzenia utworów. Czy w tej Twojej „bujnej wyobraźni o przyszłości” masz też miejsce na pisanie tekstów dla innych artystów?
Bardzo bym chciała! Zobaczymy co przyniesie przyszłość – miałam okazję już spróbować swoich sił i napisałam niedawno tekst dla Arka Kłusowskiego. Jednak na razie muszę podkreślić, że sama zaczęłam przygodę z tworzeniem tekstów, więc jest przede mną bardzo dużo pracy. Jestem bardzo krytyczna wobec siebie, jednak jak już wspomniałaś, tworzenie kreacji i bycie narratorem mnie fascynuje. Może za kilka lat napiszę samodzielnie scenariusz do teledysku lub jakiegoś filmu? Odkrywam cały czas w sobie nowe pasje i jara mnie to bardzo!
„A kysz!” to Twój solowy debiut, a widzę w Tobie spory dystans i spokój. Wynika on z faktu, że w branży jesteś już od prawie dziesięciu lat, czy jest konsekwencją wewnętrznej dojrzałości
Mimo młodego wieku mam za sobą cały bagaż doświadczeń. Być może to, że dojście do debiutu trwało tak długo, nauczyło mnie, że muszę mieć do wszystkiego dystans. Jestem z boku show biznesu i po prostu robię muzykę. Stoję twardo na ziemi, nie bujam w obłokach. Jak to kiedyś mądrze mówiła moja babcia – „Pokorne ciele dwie matki ssie”. I to jest bardzo mądre powiedzenie, które każdy powinien znać i doceniać. Pomimo bycia zdystansowaną bardzo doceniam to co się właśnie dzieje, ale nie chcę się tym zachłysnąć i w tym wszystkim zagubić. Wychodzę z założenia, że trzeba szanować drugiego człowieka, to jest bardzo ważne, nie tylko w branży muzycznej, ale i w życiu codziennym – nie wszyscy jednak podzielają moje zdanie.
Nie miałaś w sobie kiedyś tego dystansu?
Kiedy zaczynałam jako szesnastolatka, oglądałam Idola, gdzie podpatrywałam Anię Dąbrowską i Monikę Brodkę. Myślałam wówczas, że ja przecież też mogę spróbować. Gdy już tam byłam, to myślałam, że wszystko mi się należy – producent, wytwórnia, kariera. Byłam naiwną nastolatką, niepokorną buntowniczką. Bardzo szybko wyłożyłam się na plecy, dostałam kopa w tyłek. Ale z perspektywy czasu nie żałuję – musiałam do tego debiutu dojrzeć, przede wszystkim jako kobieta. Proces tworzenia tej płyty pomógł mi dorosnąć – dojrzeć muzycznie i stać się kobietą.
Debiut powstawał w sumie 4 lata. To bardzo dopracowana, eklektyczna płyta. Nie bałaś się, że podczas tak długiego nagrywania coś się w tej kompozycji rozjedzie i nie będzie ona spójna?
Trwało to bardzo długo. Myślę jednak, że eklektyzm tej płyty jest jej zaletą – kiedy ją tworzyliśmy, to bardzo chcieliśmy, żeby każdy słuchacz mógł znaleźć w niej kącik dla siebie – do radowania się, cieszenia, smutku, złości – jak są emocje to jest dobrze! Są tu ostre brzmienia i brudne gitary, lodowate ballady, kawałki do tańca, ale chillout’owe numery do leżenia na kocu, nad rzeką w sierpniu. To mi odpowiada.
Dlaczego nazwaliście płytę „A kysz!”?
Użyłam tego w piosence „Lwy”, a później cały czas to za mną chodziło. Ciekawe, zaczepne, fajne w brzmieniu. Idealne na okładkę płyty. I liczyliśmy na to, że przegoni też negatywne moce (śmiech). Jak na razie się udaje!
Obserwujesz młodą polską scenę muzyczną? Kto ostatnio Cię zachwycił?
Obserwuję! Kibicuję bardzo zespołowi Sorry Boys. Są zachwycający! Mieliśmy okazję już współpracować. Tak samo Coals, właśnie wychodzi ich debiutancki album. I oczywiście Ralph Kamiński, który był moim gościem w Poznaniu. Rozczulił mnie swoją płytą „Morze”. Z każdym koncertem nabieram do niego większego szacunku, jest artystą totalnym. Imponuje mi fakt, że wszystko robi sam. Pisze teksty, melodie, komponuje. To połączenie wielkiego talentu i niezwykłej pracowitości, zachwycająca postać na naszej rodzimej scenie.
Trwa trasa – myślicie już jednak o drugim albumie?
My już go nawet nagrywamy, więc nie trzeba będzie na niego czekać aż cztery lata. Nie jest łatwo się skupić, ponieważ mamy trasę koncertową i mnóstwo obowiązków. Z Michałem Kushem wciąż płyniemy na flow z ‘’A Kysz!’’, które staramy się wykorzystać twórczo. Chciałabym, żeby na drugim albumie w dalszym ciągu było eklektycznie, ponieważ nie lubię szufladkowania muzyki. Jeśli miałabym wsadzić się w jakąkolwiek, to musiałabym użyć ich chyba z dziesięć! Chcę, żeby na moje koncerty mogli przychodzić fani rocka czy popu i bawili się tak samo dobrze.
Ktoś nazwał Cię w jednej z recenzji nadzieją polskiego rocka. W kontekście powyższej odpowiedzi chyba się z tego nie cieszysz?
A właśnie przeciwnie – jeśli ktoś mówi o mnie, że jestem nadzieją polskiego rocka, to jest to piękny komplement. Chodzi mi właśnie o to, żeby każdy mógł wyciągnąć swoje przemyślenie i emocje, podchodząc do mojej twórczości pozytywnie. Jeśli „A kysz!” lubi rockman, osoba kochająca pop i ballady, to dla mnie jest to ogromna radość.
fot. Wiktor Franko