Krzysztof Krawczyk, Moskwa i Anita Lipnicka. Co łączy tych artystów? Poznański zespół Niesamowita Sprawa! Kapela, którą możemy kojarzyć z grania na poznańskich ulicach, pubach, klubach oraz na dużych scenach festiwalowych ze wspomnianymi artystami. Każdy, kto był na ich koncercie wie, że potrafią rozkręcić wszelaką publiczność, nawet taką najbardziej wymagającą. Sami o sobie mówią, że grają zwykłe piosenki, a ich publiczność tworzy koncerty. Nieprawda! Mało jaki zespół ma tak dużą umiejętność interakcji ze swoją publiką, tworząc prawdziwą jedność. Niesamowita Sprawa podczas koncertów jest zarówno artystą jak i publicznością, a ich piosenki na pewno nie są zwykłe. Mimo swej uniwersalności i prostoty jest tam głębia oraz jakość. Długo zabierałem się za zrobienie wywiadu z Iskrą ? liderem zespołu, ale w końcu przyszedł czas, bo okazja jest bardzo dobra. Niesamowita Sprawa planuje nowe wydawnictwo, które ukaże się już niebawem!
Pamiętasz ile zagraliście koncertów i odwiedziliście miejsc?
Nie. W zeszłym roku z ciekawości scrollowałem sobie wydarzenia na naszym profilu facebookowym i pogubiłem się przy około 130. Od tego czasu mogło dojść z 20 kolejnych imprez, a nie wszystko co gramy jest publikowane, bo czasem robimy jakieś domówki, czy prywatne koncerty. Zdarzały nam się też wesela. Myślę, że jesteśmy w okolicy 200 występów. Jeśli chodzi o miejsca, to mógłbym się pokusić o stworzenie listy, bo jak gdzieś znajdziemy już przyjaciół, to staramy się ich co jakiś czas odwiedzić ponownie. W każdym razie graliśmy w całej Polsce, od Rzeszowa po Szczecin, a tego lata po raz pierwszy wybieramy się za granicę, bo zostaliśmy zaproszeni na niemiecki festiwal w Zollbrucke.
Podczas jakiego koncertu było najtrudniej rozkręcić publiczność?
Czasami grywamy koncerty tzw. „miejskie”, czyli różnego rodzaju festyny, gdzie chodzi bardziej o to, żeby umilić czas przechodniom niż jakoś specjalnie ich angażować w występ. Trochę to przypomina granie na ulicy – ludzie sobie chodzą, kupują dzieciom watę cukrową, rozmawiają, coś tam w tle gra i jest ok. Fajne jest wtedy to, jak widzisz, że ktoś zatrzymuje się na chwilę i słucha… i już wiesz, że go masz, że załapał temat. Potem spotykasz go na prawdziwym koncercie i on mówi: widziałem was na Dniach Strażaka w Małym Mieście. Tak, pamiętam, byłeś jednym z trzech, którzy słuchali (śmiech).
Ciekawą drogę przechodzi Niesamowita Sprawa. Pierwsze koncerty graliście na ulicy, potem małe koncerty w barach i często jako support na większych gigach. Teraz, grając dosyć często w Poznaniu, na każdym koncercie są pełne kluby. Z czego wynika taki wzrost zainteresowania Waszymi koncertami? Przecież od początku gracie na takim samym – dobrym poziomie. Czyżby było większe zainteresowanie tego typu muzyką?
Mam nadzieję, że jednak poziom stopniowo się podnosi (śmiech). Ale to prawda, grając w Poznaniu mamy w zasadzie pewność wypełnienia średniej wielkości klubu. W ciągu tych ładnych paru lat grania Niesamowita Sprawa „obrosła” przyjaciółmi. Wokół zespołu powstała swego rodzaju społeczność ludzi, którzy regularnie przychodzą na nasze imprezy, wzajemnie się rozpoznają i wciągają kolejnych znajomych. Ostatnio opublikowaliśmy na naszym kanale YT film dokumentalny pt. „Incredible Hooligans”, pierwotnie przygotowany jako materiał promocyjny do zgłoszenia na pewien festiwal. Przeprowadzamy w nim wywiady z ludźmi, którzy są na prawie każdym naszym koncercie, pytając ich między innymi – dlaczego? Co takiego jest w Niesamowitej Sprawie, że im się nie nudzi? Nie zdradzę tu odpowiedzi na to pytanie – obejrzyjcie sobie film, powiem tylko, że my, członkowie zespołu byliśmy zaskoczeni i wzruszeni tym co usłyszeliśmy.
Jakiś czas temu nastąpił przewrót personalny w zespole. Jakbyś miał porównać Niesamowitą Sprawę z okresu starego składu z tą aktualną – jaka jest różnica?
Jest to zupełnie inny, a jednocześnie wciąż ten sam zespół. Zocha i Małpa, o których odejściu mówisz, to osobowości nie do zastąpienia. Dlatego nawet nie próbowałem ich zastępować, tylko poszukałem zupełnie innych, ale równie charakterystycznych postaci. Myślę, że olbrzymią częścią uroku Niesamowitej Sprawy jest właśnie to, że to grupa wyjątkowych, nie do końca normalnych ludzi (śmiech). Ta barwność charakteru jest dla mnie ważniejsza niż jakiś tam wysoki poziom techniczny muzyków. Lubię mieć wokół siebie ludzi inspirujących, czasami wkurzających, ale na pewno nie nudnych. I taki zespół miałem z Zochą i Małpą i taki mam z Sebą, Bzykiem, Bodziem, Synkiem, Kuną i Kubusiem. Tych dwóch ostatnich, menagera i akustyka, nie widać na scenie, ale są pełnoprawnymi członkami kapeli i również spełniają kryterium anormalności.
Początkowo kojarzyliście się ze środowiskiem punkowym, ale Wasze koncerty szybko zyskały uniwersalną publiczność. Na dzień dzisiejszy na koncertach zdecydowana większość gości to właśnie te uniwersalne osoby, a punków raczej już trudno spotkać. Cały czas zespół w jakiś sposób może identyfikować się ze środowiskiem punkowym, czy to już raczej stare czasy?
Nie, zespół nigdy nie identyfikował się ze środowiskiem punkowym, choć nigdy się od niego nie odżegnywał. To prawda, że większość z nas grała wcześniej w punkowych lub okołopunkowych składach. W naturalny sposób pierwszych okazji koncertowych szukaliśmy na tej scenie. Natomiast nigdy z założenia nie wchodziliśmy w jakieś subkulturowe ograniczenia. Z punkrocka wynieśliśmy szczerość i autentyczność, które przenieśliśmy na scenę festynu w Małym Mieście. Chcemy grać dla każdego, kto zechce nas posłuchać. Nieważne czy to będzie anarchista na squocie, czy też rolnik na dożynkach – byle z serca zaśpiewał z nami „fararaj”.
Zawsze na Waszych koncertach lubiłem to, że bawią się wszyscy. Nie ważne kim jesteś: punkiem, skinem, lekarzem, księdzem, pijakiem czy abstynentem. Porywacie do tańca i zabawy każdego. Czy jest jednak jakaś grupa osób lub poznańskie miejsce, w którym z zasady nigdy nie zagracie?
Pewnie tak, ale jeszcze nie dostaliśmy takiej propozycji, którą musielibyśmy odrzucić (śmiech). Niesamowita Sprawa to nie jest działalność zarobkowa, to tylko nasze hobby, więc mamy pełną swobodę doboru miejsc, w których chcemy zagrać i oczywiście, jeżeli zaprosiłby nas ktoś na imprezę promujący dajmy na to jakieś wartości z którymi byśmy się radykalnie nie zgadzali, to posłalibyśmy go na drzewo i tyle.
Nie wiem, czy masz tego świadomość, ale zrobiłem spory reaserch i wychodzi na to, że aktualnie jesteś muzykiem, który wystąpił w największej ilości miejsc w Poznaniu. Znasz bardzo dużo knajp aktywnych koncertowo. Które miejsca są dla Ciebie szczególnie ważne i lubisz tam wracać?
O, to nie wiedziałem (śmiech). Tak na prawdę wcale nie ma tak dużo aktywnych koncertowo knajp. Z dobrymi warunkami koncertowymi jeszcze mniej. Gramy w różnych miejscach między innymi dlatego, że wciąż szukamy optymalnego. Problem w tym, że Niesamowita jest za mała na duży klub koncertowy w stylu Klubu u Bazyla, czy Tamy, a za duża na większość pubów. Ostatnio zaprzyjaźniliśmy się z Miastem i odkryliśmy Schron. Ale tak na prawdę miejsce to kwestia drugorzędna, liczą się ludzie, to oni tworzą klimat.
Których miejsc szczególnie Ci brakuje?
Na pewno brakuje Klubu u Bazyla – o ile aktualnie nie działa, bo on się regularnie definitywnie zamyka i ponownie otwiera ostatnio (śmiech). Żal dupę ściska jak się patrzy na niszczejącą kamienicę Od:zysku. Ale najbardziej – i tu pewnie nie zrozumieją mnie co młodsi czytelnicy, brakuje mi Stajenki Pegaza. Tam się wszystko zaczęło i tam najchętniej bym wrócił.
Niesamowita Sprawa to przede wszystkim Twoje niebanalne autorskie teksty. Dużo jeszcze ich masz w zanadrzu napisanych? Jak to wygląda w zespole? Piszesz coś, przedstawiasz zespołowi i szukacie pomysłu na piosenkę?
Trochę jeszcze mam, ale u mnie to nie działa tak, że piszę teksty i potem robię piosenkę. To się dzieje jednocześnie. Na próbę przychodzę z gotowym kawałkiem w głowie, czasem słyszę go w bardzo drobnych szczegółach, które potem staram się przekazać chłopakom. Oczywiście w trakcie opracowywania muzyki każdy z członków zespołu dokłada coś od siebie, jakiś pomysł aranżacyjny, jakąś zagrywkę, ale generalny szkic pomysłu pochodzi ode mnie. Dlatego potrzebuję bardzo otwartych, elastycznych, ale też kreatywnych muzyków – i takich mam.
Wiele osób poznało się na Waszych koncertach. Zawiązały się znajomości dłuższe i przelotne, przyjaźnie czy nawet małżeństwa. Wiem, jak to wygląda z perspektywy fana zespołu, gdyż sam do dziś utrzymuję znajomości z osobami mieniącymi się „Incredible Hooligan”. Jak to wygląda z Twojej strony? Czy koncertowanie wpłynęło na Twoje codziennie życie? Możesz powiedzieć, że poznałeś na swoim koncercie przyjaciela?
No właśnie to jest ta magia. Jak gramy koncert w Poznaniu czy innym miejscu, gdzie udało nam się stworzyć „bazę”, to szczerze, nie czuję się jak wykonawca stający przed publicznością. Raczej zbijamy piątki z ekipą i gadamy, pijemy, potem trochę pogramy, pośpiewamy, potańczymy, a finalnie idziemy na after na miasto. Cała to noc to dla mnie koncert. To nie ja go daję, to się po prostu dzieje, gdy spotykają się fajni ludzie. A czy wpływa na codzienne życie? Wiesz, w tygodniu pracuję, w weekend jadę grać, a to jest też cały dzień roboty – dojazd, rozłożenie sprzętu, zagranie, złożenie, powrót. Czasem autentycznie padam na pysk. Ale udany koncert to jest takie naładowanie baterii, że jakoś tam przeżyję następny tydzień, a wyśpię się potem, kiedyś…
Byłeś związany z punkowym zespołem Reakcja. Zdarzały się też solowe występy. To są zamknięte tematy, czy możemy się jeszcze spodziewać Iskry na scenie bez członków Niesamowitej Sprawy?
W tej chwili brakuje mi czasu, żeby ogarnąć tę jedną działalność. Ale mam cały czas kontakt z Adaśkiem (wokalista Reakcji przyp. red.) i nie wykluczam jakiejś jednorazowej reaktywacji Reakcji jak nam się zachce i będzie okazja. Solowo mam nawet ostatnio kilka pomysłów. Nic nie chcę teraz deklarować, ale jak uda mi się wygospodarować wolną chwilę, to być może się tym zajmę. Generalnie to wszystko zależy od dwóch rzeczy – ochoty i czasu. Tego pierwszego jest nadmiar, drugiego deficyt.
Do tej pory wyszło jedno Wasze wydawnictwo pt. „Fararaj”. Właśnie planujecie wydanie nowej płyty, na którą jest otwarta zbiórka środków na portalu www.zrzutka.pl (link tutaj). Opowiedz coś więcej o płycie i zbiórce. Będą na niej całkowite nowości, czy raczej piosenki, które już znamy z koncertów?
Raczej te, które już gramy, ale w nieco innej formie. Przedsmakiem tego o czym mówię jest nasze ostatnie wydawnictwo – „Pomylone Gary”, którego można posłuchać w serwisach streamingowych. W aranżacji pojawia się tam wiolonczela i piano, kawałek jest bardziej rozbudowany i uporządkowany niż wersja koncertowa. Takie podejście chcemy zaprezentować na nowej płycie – nie tylko po prostu odegrać kawałek, ale zrobić z niego coś więcej, coś bardziej przemyślanego i niosącego w studyjnej formie tę energię, którą na koncercie daje interakcja z publicznością. Mamy to dobrze zaplanowane. Żeby się udało potrzebujemy dobrego studia, dobrego producenta i spokojnej pracy. Oczywiście to kosztuje. Mamy już pewien budżet odłożony, ale postanowiliśmy zaproponować współudział w stworzeniu tego materiału wszystkim, którzy zechcą nas wesprzeć. Stąd ściepa na Zrzutce. Serdecznie zapraszam więc wszystkich do posłuchania naszych piosenek, dołączenia do naszej ekipy koncertowej, a jeżeli ktoś stwierdzi, że jest to coś warte – do dorzucenia piątaka na konto nowego albumu.