„Polacy wiedzą jak się bawić” – DOPE D.O.D.

DOPE D.O.D.
27 kwi 2017
Natalia Bednarz

W 2012 roku usłyszała o nich nie tylko ojczysta Holandia, lecz także lider Limp Bizkit, a za nim Stany i cały świat. Nie zmarnowali szansy od losu? regularnie wypuszczają świeży materiał i dają pełne niesamowitej energii koncerty. Od pierwszego koncertu uwielbiają Polskę i fanów, którzy jak rzadko która nacja ? potrafią się bawić na całego. 12 maja zagrają w Poznaniu w klubie Blue Note, a póki co przeczytajcie nasz wywiad z jednym z członków zespołu, Jayem.

 

Dużo czasu spędzacie razem w drodze. Nie macie siebie dość?

Bycie w trasie z zespołem, z ekipą, jest jak bycie z rodziną. Jasne – zawsze znajdą się momenty, gdy chętnie utłukłbyś gościa obok, dlatego tak ważne jest, by porozumiewać się ze sobą i pozostać skupionym. Tylko dlatego, że dbamy o komunikację, jesteśmy w grze od dawna i nadal się rozwijamy!

A może macie dość polskich fanów? Za każdym razem, kiedy przyjeżdżacie, jest to samo – dziki szał i gorące przyjęcie.

Jeśli mam być szczery – polscy fani to jedni z moich ulubionych. Wiedzą, jak imprezować, kochają to, co robimy, i co reprezentujemy. Fani w innych miejscach na świecie potrafią po prostu wyciągnąć komórkę na koncercie, nagrywać nas i trzaskać zdjęcia, a Polacy robią mosh pit i szaleją, czyli – dokładnie to, co chcemy, by ludzie robili na naszych koncertach!

Jak myślicie, skąd bierze się ta sympatia?

Polacy lubią nasz styl, bo jest brutalnie szczery i surowy, bo przemawia do nich bardziej niż jakieś przekoloryzowane Versace style. W czasach, gdy wielu raperów to kserokopie, ludzie w Bloku Wschodnim mają już tego serdecznie dość i szukają czegoś nowego i oryginalnego. Takie jest właśnie Dope D.O.D.! Nie kopiujemy, wprowadzamy innowacje!

Co ciekawe, to nie Warszawa, nie Kraków, nie Poznań, ani nie Gdańsk, ale odległy Białystok był miejscem, w którym poznaliście Polskę po raz pierwszy. Jak Was przywitano?

Już wtedy, za pierwszym razem, gdy występowaliśmy w Polsce, od razu poczułem, że jesteście gotowi na Dope D.O.D.! Tłum szalał, skakał, crowdsurfował do naszych numerów. Widząc to, wiedziałem, że nadchodzi coś wielkiego. Mimo, że Białystok to dość małe miasto, energia tłumu była powalająca! Od tego dnia wiedzieliśmy, że z chęcią do Was wrócimy, a grupa polskich fanów szybko się rozrośnie.

Przejdźmy na chwilę do Holandii. Wasze Groningen nazywane jest „miastem studentów”. Czy ma to odzwierciedlenie w Waszej muzyce?

Nie uważam, żeby to miało jakikolwiek wpływ na naszą muzykę, ale fakt, Groningen to zdecydowanie miasto z dużą reprezentacją młodych, którzy starają się być oryginalni i innowacyjni. Dla przykładu – z Groningen pochodzi drum’n’bassowa ekipa Noisia. Ich brzmienie – surowa elektroniczna muzyka – jest dość specyficzne dla tego miasta. My robimy to samo, tylko, że na hip-hopowej drodze.

Jak to jest, kiedy Fred Durst zaprasza Was, byście supportowali go podczas całej trasy po Stanach?

Gdy po raz pierwszy usłyszeliśmy, że Limp Bizkit chce z nami jechać w trasę, nie mogliśmy w to uwierzyć! Jako dzieciaki dorastaliśmy słuchając Limp Bizkit i innych klasyków z lat 90/2000, więc mega zajaraliśmy się tą propozycją. W noc przed pierwszym koncertem z nimi mieliśmy release party naszego pierwszego albumu w Groningen. Nie śpiąc ani minuty tej nocy, wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy na pierwszą sztukę z Limp Bizkit, by poznać Freda Dursta i resztę ekipy. Odbiór naszego materiału był niesamowity! A z chłopakami po dziś dzień się kumplujemy.

Gdzie bylibyście dziś, gdyby nie „What happened”?

Nawet, jeśli nie powstałby numer „What Happened”, inne zrobiłyby tę robotę i i świat dowiedziałby się o nas. Oczywiście zgadzam się, że „What Happened” był odpowiednim numerem w odpowiednim czasie, jednak wierzę, że prędzej, czy później, i tak przebilibyśmy się wyżej. Nikt nie widział wcześniej nic tak mega surowej, brudno brzmiącej hip-hopowej ekipy, która jasno komentowała zły stan rapgry. „What Happened” było zatem idealnym wprowadzeniem i okazją, by świat mógł się o nas dowiedzieć. Do dziś na koncertach fani rapują każdą zwrotkę tego numeru razem z nami.

W jednym z wywiadów powiedzieliście, że inspiruje Was to, jak David Bowie operuje swoją muzyką. Czy będzie Wam go brakowało?

Tak, bardzo! Niech spoczywa w pokoju, on i inni zmarli artyści. Zbyt wiele legend zmarło w ostatnich latach, tak wiele, że zastanawiam się czasami, czy to z przyczyn naturalnych, czy może ktoś ich celowo uśmierca. Może jakaś grupa z tajemnym planem?

Kim się obecnie najbardziej jaracie?

Na tę chwilę Kendrick Lamar rozwala system! Jego nowy album, „DAMN”, to prawdziwe odbicie tego, jak popieprzona jest Ameryka w wielu kwestiach. Co więcej, Kendrick wkłada w swoją muzyką całą duszę, to słychać, i to jest coś, czego mi ostatnio brakowało w hip-hopowym światku. Ostatnio wszyscy w rapgrze gadają o tym samym i kopiują siebie nawzajem, ale nie Kendrick. On wyciąga prawdziwą esencję z muzyki.

Wasza muzyka jest bardzo energetyczna i głośna. Jak wypoczywacie?

Skręcając jointa i nalewając sobie Żubrówki! Jak DJ Paul powiedział: wyluzuj się i zarzuć topa.

Nagrywaliście już z polskimi, włoskimi i hiszpańskimi artystami. Który z tych trzech języków najlepiej pasuje do Waszej muzyki?

To zależy od konkretnego artysty. Wszyscy zagraniczni raperzy, którzy z nami współpracowali, są bardzo dobrzy w rapowaniu w swoim języku. Moim zdaniem, wszystkie trzy języki “płyną” bardzo dobrze po bicie i wydają się stworzone do rapu. Zresztą, każdy język jest odpowiedni do rapowania, jeśli tylko artysta robi to w odpowiedni sposób.

Raper z jakiego państwa będzie następny? Co o tym zadecyduje?

Moja dziewczyna jest z Polski i słucha bardzo dużo polskiego rapu, więc z każdym dniem coraz więcej dowiaduję się o Waszej rodzimej scenie. Zawsze lubiłem styl Słonia, może nagramy coś razem w przyszłości, kto wie?

Czy jest jakiś artysta z zupełnie innej muzycznej półki, którego chcielibyście zobaczyć i usłyszeć w Waszej stylistyce?

Z chęcią nagrałbym coś z Marilynem Mansonem. Jest prawdziwym bogiem artystów, którzy “nie chcą się wpasowywać”. Myślę, że idealnie połączyłby się z naszym stylem.

Co Was martwi, a co Wam imponuje w tym, jak rozwija się muzyka?

Martwi nas, że oryginalność powoli przemija. Coraz więcej i więcej osób brzmi tak samo i wszyscy płyną tym samym nurtem. Gdy słyszę artystę, który wprowadza nowy styl, oryginalne flow, robi to w sposób, w który nie robił tego nikt wcześniej, odzyskuję nadzieję. Z czasem wszystko się znowu zmieni, bo nic nie trwa wiecznie!

Do zobaczenia 12 maja w Poznaniu. Klub jest z gatunku tych, w których jest bliski kontakt z publiką, czyli tak, jak najbardziej lubicie. Co dla nas przygotowaliście?

Mamy dla Was coś zupełnie nowego. Zawsze chcemy zaskakiwać ludzi czymś świeżym, czego nie widzieli wcześniej. Będzie to mix klasyków i nowego materiału z projektu z Onyxami “Shotgunz in Hell”. Armia D.O.D. jest w Polsce mocna, więc nie mogę się doczekać imprezy z moimi ludźmi z Polski. Do zobaczenia!