Kiedy poznaniacy będą objadać się rogalami świętomarcińskimi i uczestniczyć w pochodach z okazji Dnia Niepodległości, w mieście zagości Maria Peszek i razem z zespołem zaśpiewa ?ej Maria, nie myśl tyle, nogi masz proste, ale myśli krzywe?. Od wydania czwartej w dorobku artystki płyty ?Karabin? minie niedługo dziewięć miesięcy. Z tej okazji zapytaliśmy m.in. o jej twórczość, spojrzenie na muzykę i zamiłowanie do radia.
„Radio Maria”, Twoje czwartkowe spotkania przed mikrofonem Radia Roxy, trwały aż pięć lat. Czy będzie Ci ich brakowało?
Bardzo mi brakuje! To było piękne pięć lat. Uwielbiam radio i tęsknię za tym specyficznym rodzajem kontaktu z ludźmi. Udało nam się stworzyć własny język komunikowania się z odbiorcami oraz doczekać bardzo wyjątkowej grupy słuchaczy, którzy ciągle piszą domagając się powrotu audycji. Lecz choć nie ma już Radia Roxy, mam wielką nadzieję, że kiedyś znowu wrócę do radia, bo kocham to robić.
Czy radio to dla Ciebie nadal źródło nowych dźwięków? A może jest nim jednak Internet?
Podstawowym i pierwotnym celem “Radia Maria” było właśnie dzielenie się moimi, muzycznymi odkryciami. Tymi, które znalazłam ostatnio w Internecie, oraz takimi, które są i zawsze były dla mnie ważne. Każda audycja wymagała ode mnie przygotowania parunastu utworów, dziś więc tej mobilizacji w przeczesywaniu Internetu i własnych zbiorów mocno mi brakuje. Niestety, radio coraz rzadziej jest źródłem moich muzycznych inspiracji. Praktycznie nie ma już takich stacji, w których mogę usłyszeń coś, co sprawi, że np. zatrzymam samochód, żeby zapisać nazwę wykonawcy albo tytuł utworu. Niezmiernie rzadko zdarza się, że muzyka, którą słyszę w radiu, wprowadza mnie w zachwyt.
Wiele osób w naszym kraju mieni się artystami mimo, że znani są tylko ze skandali lub ścianek. Gdzie kończy się artysta, a zaczyna celebryta?
Od lat funkcjonuję na obrzeżach show biznesu i tam czuję się dobrze. Robię swoje na własnych warunkach i to daje mi wspaniałe poczucie niezależności. Tego wyboru dokonałam świadomie już jakiś czas temu. Nie znam się więc za bardzo na ściankach i byciu celebrytą.
Co sądzisz o polskiej muzyce masowej?
Nie potrafię odpowiedzieć. Nie jestem chyba dobrym przykładem muzyki masowej czy popularnej. Mam własną, zupełnie wyjątkową, niesamowicie oddaną publiczność i to mój największy sukces mimo, że nie jest to masowy zasięg. Wyjątkowość mojej publiczności napędza mnie do tego, by ciągle robić to, co robię.
Czy to właśnie dla niej tworzysz kolejne albumy?
Jestem w stanie pisać i robić muzykę tylko wtedy, kiedy czuję wewnętrzną konieczność. Mogę wypowiadać się tylko na tematy, które mnie mocno dotykają. Kluczem są emocje – źródło, inspiracja i budulec wszystkiego, co robię.
Czy to one skłoniły Cię do napisania „Samotnego taty”?
„Samotny tata” jest zaczerpnięty z życia. W parku przeczytałam napisane na zwykłej kartce ogłoszenie z dołączonym adresem mailowym: “Samotny tata szuka samotnej mamy. Internet zawodzi, może w ten sposób uda się znaleźć kogoś wartościowego. Zostawiam swój adres”. Kilka tygodni później zobaczyłam na tym samym słupie odzew – dopisek „Nie jesteś sam”, również z adresem mailowym. Samotne mamy są już dawno przepracowaną figurą. A samotni ojcowie? Na pewno nie ma o tym piosenek. Znam kilku i zachwyca mnie ich determinacja, waleczność i czułość. Są wspaniali, ale ich heroizm nie jest oczywisty – w powszechnie obowiązującym schemacie społecznym nie ma dla nich wystarczająco dużo zrozumienia. U nas ikoniczną postacią jest samotna matka – ona jest święta, sprzyja jej prawo i tradycja. Samotny tata to już podejrzana postać.
Wiele mówisz o pozytywnych reakcjach fanów na Twoją muzykę. A czy spotkałaś się kiedyś z kimś, kto wzbudził w Tobie strach lub niepokój?
Nie lubię się bać. Strach zostawiam na naprawdę wyjątkowe sytuacje. Zdarza się, że reakcje antyfanów mojej muzyki mnie zniechęcają albo smucą, ale nie pozwalam sobie na to, żeby poprzez swój lęk dać im satysfakcję. Zresztą ci, którzy najmocniej mnie atakują, robią to zazwyczaj w bardzo mierny, powierzchowny, prymitywnie agresywny, przewidywalny i przede wszystkim stereotypowy sposób. Coś takiego nie jest już w stanie mnie dotknąć.
Czy masz czasem myśl, ochotę aby opublikować z imienia i nazwiska osoby, które Ci grożą lub ubliżają?
Nie. Przede wszystkim szkoda mi na to czasu i energii. Za każdym jednak razem zadziwia mnie skala emocji towarzyszących mojej twórczości i tego, jak bardzo różne wzbudzam w ludziach odczucia. Te same piosenki powodują zachwyt i czułość, agresję i wylew nienawistnych słów. A przecież jeśli ktoś nie szanuje tego, co robię, może po prostu mnie nie słuchać. Zaskakuje mnie to, ile energii ludzie decydują się przeznaczyć na często bardzo obszerne niszczycielskie dysertacje i elaboraty. Staram się jednak powściągać własną agresję i walczę z nienawiścią również w sobie. Coraz częściej mi się to udaje, co nie znaczy oczywiście, że wszechobecnej brutalności nie zauważam.
Może dlatego, że śpiewając o podziale kraju na „Polska A, Polska B, Polska ABC i D” wzbudzasz duże poruszenie. Nie sądzisz, że zbyt duże?
Nie ma czegoś takiego jak “zbyt duże poruszenie“. Sztuka jest od poruszania właśnie! Moim celem nigdy nie było ani nie jest drażnienie dla samego drażnienia. W tym, co robię, stawiam na wyrazistość i skuteczność, a to coś zupełnie innego niż prowokacja. Śpiewam o tym, co mnie porusza, i co jest dla mnie ważne. Choć nie znoszę polityki i staram się od niej trzymać z daleka, to nie jest tak, że ona mnie nie dotyczy. Nie jestem przecież mnichem zamkniętym w klasztorze, tylko obywatelem kraju, który przechodzi silne turbulencje, w którym kłębi się od nienawiści, i który w moim odczuciu znalazł się, jeżeli nie w niebezpiecznym, to na pewno w zwrotnym punkcie. Dla nienawiści i negatywnych postaw zrobiło się niebezpiecznie dużo miejsca i przyzwolenia. Mam w sobie wielki gniew i niezgodę na agresję, nietolerancję, podżeganie do przemocy. Odczuwam też nasilenie nastrojów nacjonalistycznych. Uważam to za bardzo niebezpieczne.
Czy Maria Peszek wciąż uważa, że jest apolityczna? Po ostatnich dwóch płytach i wyrazistym głosie w sprawie ustawy antyaborcyjnej, wielu słuchaczy pewnie powie, że nie.
Choć jestem artystą, a nie publicystą czy politykiem, to nie znaczy, że nie mam własnych poglądów. Nawet, jeśli moja muzyka ma nieoczywisty odbiór, moje intencje są jasne, a przekaz precyzyjny i czytelny – to moje i tylko moje poglądy, moja wrażliwość i mój ogląd świata, niczyj inny. Moja publiczność doskonale je odczytuje. Tak rozumiem moją apolityczność. Mogę być dużo bardziej skuteczna pisząc piosenki i grając koncerty, niż angażując się w polityczne napierdalanki. Do tego co robię jest niezbędna pewnego rodzaju czystość. Wierzę, że piosenki mogą “trafiać” w samo serce, czasem w mózg i powodować poruszenie, prowokować do myślenia, zmuszać do zadawania pytań. Na mojej ostatniej płycie chciałam opowiedzieć o czymś bardzo dla mnie ważnym: o prawie do bycia innym, o prawie do wolności. Gdy o coś walczę, to o prawo do inności właśnie. Chciałam, żeby ta płyta była jak seria z karabinu wystrzelona w słusznej sprawie. To pacyfistyczna wypowiedź wyrażona militarnymi środkami, ale na pewno nie polityczna agitacja.