Polski folk i punk rock to Hańba!

Hańba!
05 gru 2017
Michał Krupski

Hańba to projekt, który opiera się na buncie. Ekipa, która ociera się o punkrockowe korzenie, postanowiła na swój sposób połączyć właśnie ten gatunek z folkiem. Artystycznie wyszło to ciekawie. Dowodem na to są dobre frekwencje na klubowych koncertach oraz zaproszenia na festiwale. Można śmiało powiedzieć, że chłopaki mają swoje pięć minut i nieźle to wykorzystują. Po dobrze przyjętym koncercie podczas Spring Break, na początku grudnia chłopaki wracają do Poznania. Tym razem zagrają w Meskalinie. Pierwotnie koncert miał się odbyć w Minodze.

 

Jestem wielkim fanem zespołu Niesamowita Sprawa. To dzięki niemu w 2013 poznałem Hańbę. Wydaje mi się, że chłopaki z Poznania, jako pierwsi zaczęli eksperymentować na scenie łącząc elementy punk rocka i folku, ale może macie na ten temat inne zdanie?

Andrzej Zamenhof: Muszę powiedzieć, że pierwszy raz słyszę o zespole Niesamowita Sprawa, więc jak najszybciej śpieszę się nadrobić zaległości i chętnie zapoznam się z prekursorami polskiego folk punka.

Adam Sobolewski: Również pierwsze słyszę, ale ja osobiście laur pierwszeństwa w folko-punku dałbym zespołowi R.U.T.A., który pod wieloma względami jest do nas podobny.

Byłem na wielu Waszych koncertach, tych festiwalowych i tych klubowych. Na Open’erze zrobiło się nawet małe pogo pod sceną. Zauważyłem, że co koncert macie zupełnie inną publikę, a przecież zazwyczaj kapele Waszego pokroju mają stałych słuchaczy. Co o tym myślicie?

AZ: Lubimy grać dla różnych ludzi, co nie znaczy, że nie mamy też stałych słuchaczy, którzy regularnie przychodzą na nasze występy i śpiewają wszystkie teksty. Cieszy nas, gdy wracają i przyprowadzają kolejne osoby. Miło, gdy przychodzą prawdziwi punkowi załoganci i zbijają z nami piątki, ale równie miło nam jest, gdy pod sceną pojawiają się młodzi ludzie, hipsterzy, jakiś fan historii, osoby słuchające programu drugiego Polskiego Radia albo folku. Cenimy sobie różnorodność i to, że możemy grać dla różnych osób.

W którym miejscu teraz znajduje się Hańba? Bliżej Wam do publiki festiwalowej z Open’era lub Spring Breaka, czy do publiki chodzącej na punkrockowe koncerty?

AZ: Jak już wspomniałem, każde granie ma swój urok i każde nas cieszy. W różnych miejscach możemy inaczej układać nasz set, przez co każdy koncert jest nieco inny. Jest to dla nas komfortowa sytuacja, bo nie musimy grać wszędzie dokładnie tego samego. Lubimy grać na punkowych koncertach, bo publiczność reaguje często bardziej żywiołowo, a ta energia pod sceną mocno oddziałuje na nas. Czasami, dla odmiany, dobrze jest też zagrać w bibliotece dla siedzącej publiczności. Nie chcemy być zamkniętym zespołem elitarnym. Nigdy nie chcieliśmy trafiać tylko do jednej grupy odbiorców, czy na jedną scenę.

Tadeusz Król: Mnie osobiście bliżej do publiki z koncertów punk rockowych. Może, dlatego, że sam dawno temu na takie koncerty chodziłem. Zdecydowanie lepiej gra mi się na koncertach w małych

klubach z „młynem” pod sceną, niż np. w salach koncertowych, gdzie publika siedzi… chociaż i takich słuchaczy nieraz udało nam się „podnieść”.

Jako, że to właśnie z punk rockowego środowiska wywodzi się Hańba, zatrzymajmy się przy nim na chwilę. Jak w 2017 roku oceniacie kondycję tej sceny na naszym podwórku? Co Was wkurwia, a co Was buduje?

AZ: Podoba mi się, że scena punk rockowa wychodzi wreszcie z tradycyjnego rockowego instrumentarium i sięga po inne środki. Pojawiła się Siksa, której koncerty, bardziej przypominają performance, jest Alles, które zamiast gitar używa elektroniki. Są zespoły folkowe, tj. Ruta, czy Same Suki, które są mocno zaangażowane, mimo że sięgają jednocześnie po tradycyjne instrumentarium. Podoba mi się, że scena punkrockowa się poszerza, co widać chociażby na urodzinach Rozbratu, gdzie oprócz wspomnianych wcześniej Samych Suk zagrały także folkowe dziewczyny Sutari.

W Polsce jesteście swego rodzaju ewenementem. Na koncertach macie niezłą frekwencję, a wiem, że wcale nie jest to proste, nawet, gdy gra się świetną muzykę. Co sprawiło, że tak mocno wypłynęliście i jesteście rozpoznawalni w całej Polsce?

AZ: Na pewno ważnym wydarzeniem była nagroda w konkursie Nowa Tradycja organizowanym przez Polskie Radio w 2014 roku. To wtedy dowiedziała się o nas i – o dziwo! – zaakceptowała scena folkowa. Potem Polskie Radio zaproponowało nam nagranie płyty długogrającej. Dalej był Off Festival w 2015 i sesja dla amerykańskiego radia KEXP. Nie dość, że udało nam się pokazać polskiej publiczności tzw. muzyki alternatywnej, to dzięki sesji nagraniowej dla Amerykanów i temu, że nasze nagrania poszły w świat, posypały się zaproszenia na amerykańskie festiwale. Po koncercie na Offie zgłosił się też nasz wydawca Arkadiusz Miarczyński, czyli Antena Krzyku. Nasza współpraca trwa do dziś, jesteśmy z niej zadowoleni. Zaskoczył nas też bardzo duży odzew po wydaniu ostatniej płyty “Będą bić!”. Większość głównych gazet i mediów pisała lub mówiła o naszej płycie, co z pewnością pomogło uzyskać rozgłos. Ważne było także granie wielu koncertów – na początku naszej działalności jeździliśmy gdzie się dało, do małych miast i małych klubów, byle tylko jak najwięcej grać. Ludzie, których wtedy poznaliśmy, zapraszali nas potem na inne wydarzenia.

Zdarza Wam się wyjść na ulicę i po prostu pograć?

AZ: Niestety, teraz rzadko już gramy na ulicy. Najwięcej “streetów” zagraliśmy w Ameryce, bo zmusiło nas do tego życie (śmiech).

AS: Korzenie Hańby to jak najbardziej granie na ulicy, jednak mając dużo koncertów ciężko jest znaleźć czas na takie rozrywki. Cały czas mamy jednak w pamięci kilka małych sukcesów w tej materii, dlatego myślę, że w przyszłości do tego wrócimy.

TK: Wyszedłem kiedyś z taką propozycją. Zanim trafiłem do Hańby, wiele lat grałem na ulicy, więc to dla mnie nic nowego. Zobaczymy, może kiedyś się uda.

Nie poprzestajecie na muzyce. Teksty macie mocne i wyraziste. Skąd wziął się pomysł na tego typu bunt? Czym tak naprawdę jest projekt Hańba?

AZ: Hańba! jest konceptualnym projektem – tworzymy, a właściwie odtwarzamy wyjątkowy świat, a dokładniej lata 30-te XX wieku w Polsce. Tak samo ważne są dla nas teksty, jak i muzyka, instrumentarium, stroje. Ostatnio nawet poszliśmy dalej i spróbowaliśmy nagrać płytę na starych mikrofonach, żeby jeszcze mocniej oddać ducha tamtego okresu. Pomysł na taki bunt pojawił się, kiedy chcieliśmy stworzyć zespół punkowy i wrócić w ten sposób do korzeni, do muzyki, na której się wychowaliśmy. Niestety, rok 2011 nie sprzyjał śpiewaniu buntowniczych i patetycznych tekstów, postanowiliśmy, więc zmienić kontekst, odwrócić role i zobaczyć, co z tego wyniknie. Podczas gdy zazwyczaj to muzyka punkrockowa odpowiada na aktualne wydarzenia i dostosowuje się do kontekstu społecznego, politycznego, my stwarzamy sobie kontekst historyczno-społeczny sami, a potem dostosujemy do niego muzykę, teksty, instrumenty, a nawet stroje. Tak narodziła się Hańba!

Czy planujecie poszerzyć zespół i włączyć nowe instrumenty? Widzę ku temu spory potencjał.

AZ: Pomysł taki pojawił się stosunkowo niedawno, gdy szukaliśmy kogoś na miejsce naszego klarnecisty i akordeonisty, Wiesława. Już prawie pogodziliśmy się z tym, że nie znajdziemy nikogo, kto równie sprawnie zagra na obu instrumentach, a więc będzie trzeba poszukać dwóch nowych osób, lecz nagle spadł nam z nieba Tadeusz. W kilka miesięcy nauczył się grać na akordeonie, więc opcję poszerzenia składu, póki co, odłożyliśmy na później.

TK: Zaproponowałem kiedyś, że przyniosę na próbę parę nowych instrumentów, ale pomysł zszedł na dalszy plan. Na razie muszę podszkolić się w grze na akordeonie.

Czas najwyższy zapytać o przyszłość. Jakie plany na 2018 rok?

AZ: Plany są te, co zawsze – jeździmy, gramy, gramy i jeszcze raz gramy. Szykują się koncerty, zagraniczne trasy, nie możemy się ich doczekać. Nasza impresario, Izolda, pilnuje, żebyśmy się nie nudzili.

AS: Co do koncertów, fakt, mamy ich sporo. Już w styczniu czeka nas wyprawa na Zachód, do sąsiadów bliższych i dalszych. Z kolei wczesną wiosną odwiedzimy polskie podwórka, te małe i duże. Jeśli chodzi o plany wydawnicze – nie chcemy ich zdradzać. Wystarczy wspomnieć, że 2018 rok na pewno coś przyniesie.

Na koniec pytanie hipotetyczne – ktoś organizuje festiwal muzyki ulicznej, za darmo, z pasji. Przyjmujecie zaproszenie grania non profit?

AZ: Wszystko zależy od tego, kto to organizuje, jaki jest cel takiej imprezy, i czy termin jest odpowiedni, bo im więcej gramy, tym bardziej cenimy sobie wolne weekendy.

AS: Bardzo bliskie nam są takie idee, więc jeśli mamy pewność, że jest w tym dużo pasji i zaangażowania, to często chcemy takie wydarzenia współtworzyć.

Do zobaczenia na koncercie. Mam nadzieję, że będzie równie zajebiście jak na innych Waszych koncertach.

AZ: Dziękuje bardzo za wywiad i zapraszamy na koncerty!