W ich pięciu palcach, gdzieś po środku, znajduje się prawda. Tworzą bawiąc się słowem i dźwiękiem. Nie boją się muzycznych mezaliansów. Bisz, Radex oraz kilka słów o muzyce i wegańskich parówkach jedzonych w towarzystwie szych polskiego kabaretu.
Myślę, że można pokusić się o stwierdzenie, że muzyka stanowi Wasze życiowe axis mundi, w przypadku Radka jest to rock, w przypadku Jarka – rap. Co więc sprawiło, że Wasze drogi spotkały się podczas realizacji Wilczego humoru?
Radex: Obaj szukaliśmy zmian i tak się znaleźliśmy, przez poszukiwania. Okazało się nawet że nasza współpraca to ciągłe zaskoczenia.
Współpracowałeś z Arturem Rojkiem, Moniką Brodką oraz Melą Koteluk – jak oceniasz pracę z Biszem, w kontekście przedstawiciela odmiennego od tego najbliższego Tobie, gatunku muzycznego?
Radex: Traktuję go jako wokalistę, który opowiada swoje historie i robię wszystko żeby mu to ułatwić. Taki sobie postawiłem cel w tej współpracy: zaznaczyć swoją obecność i podać rap Bisza w zupełnie nowym kontekście, jednocześnie zostawiając mu dużo przestrzeni.
W 2011 mogliśmy usłyszeć Twoją zwrotkę w pierwszej edycji Młodych Wilków Popkillera. Jak oceniasz tegorocznych Freshmanów? Sądzisz, że polski rap idzie w dobrą stronę?
Bisz: Ciężko mi oceniać rap, którego nie jestem targetem. Nie da się ukryć, że osobiście idę w inną stronę.
Nie baliście się, że taki projekt jak Wilczy humor może być źle odebrany przez środowisko? Potraktowany jako „muzyczny mezalians”?
Radex: Strachy na lachy, kto by się przejmował. Wolę nie słuchać muzyki tych, którzy boją się co powiedzą o niej inni.
W Twoich tekstach bardzo często przewijają się nawiązania do literatury. Stanowi ona istotny element Twojego życia? Które z przeczytanych dotychczas dzieł uznałbyś za najważniejsze i dlaczego?
Bisz: Literatura jest moim światem. Światem głębokich psychologicznie postaci, osadzonym w historii, która ma swoją ciągłość i znaczenie. Światem polifonicznym i zafascynowanym samym sobą, który odnajduje w sobie coraz to nowe oblicza i możliwości. Z przeróżnych względów najważniejsze w moim życiu powieści to „Bracia Karamazow” Dostojewskiego, „Gra w klasy” Cortazara, „Ferdydurke” Gombrowicza oraz „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta.
Wydana w piątą rocznicę po Wilku chodnikowym EPka to powrót do muzycznych korzeni, a także producentów, z którymi działałeś tworząc Wilka…. Zatęskniłeś za dawnymi, bardziej agresywnymi brzmieniami i przekazem?
Bisz: Przede wszystkim chciałem okazać wdzięczność producentom, z którymi tworzyłem swój legalny debiut i pokazać fanom Wilka chodnikowego, że bardzo cenię ich wieloletnie wsparcie mimo podążania innymi muzycznymi ścieżkami. Był to spontaniczny projekt, który okazał się świetną sentymentalną podróżą, zaskakująco udaną, ale też potwierdzającą moje przypuszczenia, że taki powrót na dłużej byłby, przynajmniej w moim przypadku, artystycznie niemożliwy. Wydaje mi się, że motywy które organizują ten materiał – piękno w oku patrzącego, zbliżanie się barbarzyńców, przekleństwo powtarzalności – to sprawy bardzo na czasie.
Współpraca Bisz x Radex to jednorazowy projekt, czy planujecie stworzyć coś w przyszłości?
Bisz: Nagramy coś wierzę. Póki co za wcześnie, żeby snuć jakieś plany.
Jesteś wilkiem, w kawałku „W brzuchu bestii” nawijasz: (…) piąty rok mija od narodzin wilka, popatrz jak z nim kończę, a chwilę później wspominasz o czarnej owcy. Bisz, Black Sheep – coś się kończy, a coś zaczyna? Jak możemy interpretować ten wers?
Bisz: W najbardziej bezpośrednim ujęciu ten wers oznacza to, że zawsze byłem jednak bardziej czarną owcą. Czas, miejsce, okoliczności zmusiły mnie żebym przybrał wilczą skórę i zawalczył o swoje życie na własnych warunkach – ta walka była dla innych bardzo inspirująca – ale po niej poczułem się bardzo zmęczony. Nie potrafiłem wytłumaczyć ludziom, że nie liczył się dla mnie sukces, ale właśnie stworzenie tej życiowej przestrzeni, w której mogę być sobą (cokolwiek to znaczy). Tyle że ten wehikuł mojej emancypacji okazał się dla ludzi ciekawszy niż jej podmiot, ale taki jest pewnie los czarnych owiec.
FM: Projekt współtworzony wraz z Radexem to spora dawka autoironii, dystansu do świata, dojrzałości. Czyżby dopadł Cię wisielczy humor?
Bisz: Z pewnością! Mimo to, ta płyta jest najbardziej pozytywną i kolorową jakie udało mi się współtworzyć. W każdym razie tak ją odbieram, może przez pryzmat przyjemności pracy nad nią, wielu pozytywnych rzeczy, które pojawiły się po niej i tego uczucia nieskrępowanej wolności, o którym nawijam m.in. w kawałku „Potlacz”.
Jak wspominacie współpracę z Abelardem Gizą oraz Kacprem Rucińskim?
Bisz: Ubolewam, że tego nie zarejestrowaliśmy. Abelard i Kacper przygotowali specjalne stand-upowe sety nawiązujące do mojej twórczości, w błyskotliwy sposób przedstawiając moją donkiszoterię. Mam wielką nadzieję, że kiedyś uda się nam to powtórzyć.
Radex: Cudownie. Jedliśmy wegańskie parówki.