fot. Monika Stolarska

„Wiadomości od fanek bywają onieśmielające” – wywiad z Dawidem Ptakiem

Dawid Ptak
11 lip 2024
Natalia Bednarz

Choć skończył łódzką Filmówkę i gra od lat, oczy całej Polski skierowały się na niego się na niego niedawno, przy okazji premiery pierwszego autorskiego filmu pełnometrażowego polskiego Amazon Prime – „Nieobliczalna”. Dwudziestodziewięcioletni Dawid Ptak, od 2018 roku aktor poznańskiego Teatru Nowego, od 2018 roku zadebiutował z przytupem – obok Julii Wieniawy, Agnieszki Grochowskiej, Magdaleny Cieleckiej, Pawła Małaszyńskiego i Andrzeja Seweryna.  – w roli chłopaka, który rozkochuje w sobie dwie kobiety w różnym wieku i rusza lawinę wydarzeń, która zmienia życie bohaterów na zawsze. Jak mu się pracowało z tak znanymi nazwiskami, co ogląda w wolnym czasie, czy zostanie w Poznaniu i jakie ma plany na wakacje? Przeczytajcie. 

Jak to jest – zagrać w jednej z najgorętszych premier w polskim streamingu, pierwszym polskim, autorskim filmie fabularnym Amazon Prime… i to jeszcze mężczyznę, dla którego tracą głowę kobiety w różnym wieku? 

Jest to bardzo przyjemne doświadczenie. Dotychczas pojawiałem się głównie na deskach teatru (Teatru Nowego w Poznaniu, przyp. red.), dlatego cieszę się, że mogłem trafić do szerszej publiczności. 

A dla której z aktorek „Nieobliczalnych” mógłby stracić głowę Dawid Ptak? 

Dla każdej z nich! To wyjątkowe artystki, a praca z nimi była czymś wyjątkowym. Mam nadzieje, że jeszcze uda nam się kiedyś spotkać w pracy! 

Udział w ogólnopolskich projektach ma swoją cenę. Jak radzisz sobie ze wzrostem rozpoznawalności i popularności? Domyślam się, że ustawiły się kolejki fanek? 

Jest to ciekawe doświadczenie, czasem przyjemne, czasem krępujące. Niektórzy ludzie na ulicy czy w sklepach mówią mi „cześć” – jakbyśmy się znali. Myśle, że nie łączą tego jeszcze z moją aktorską działalnością, tylko kojarzą moją twarz i myślą, że się znamy… To dość zabawne. A co do fanek, to wiadomości na Instagramie potrafią być dość onieśmielające… 

Jak poradziłeś sobie z taką ilością scen erotycznych? Pierwsza poważna rola i od razu takie wyzwanie… 

Ostatecznie nie było tak źle! Na samym początku byłem przerażony, ale później postanowiłem skupić się na tym, aby w każdej z nich opowiedzieć trochę inną historię i pokazać, że seks seksowi nie równy. W zależności od rozwoju relacji bądź rozterek bohatera te zbliżenia miały się różnić. Mam nadzieję, że udało mi się to pokazać na ekranie. Przed planem i na planie czuwała nad wszystkim wspaniała koordynatorka intymności – Marta Łachacz – która dbała o to, żeby wszyscy czuli się komfortowo i w zgodzie ze sobą mogli tę niełatwą pracę wykonywać. 

Zagrałbyś w kontynuacji „Nieobliczalnej”? 

Myślę, że tak. W jednym z wywiadów wymyśliłem nawet wstępną fabułę takiej kontynuacji, w której to Daniel wraca do miasteczka, „robi porządek” z mężem Martyny i stara się odbudować relacje z matką. W zależności od tego, jakie byłoby zapotrzebowanie konwencyjne, mogłoby to pójść w kino akcji albo tak, jak w przypadku pierwszej części, w dramat psychologiczny.

Czy masz czas i lubisz oglądać polskie filmy czy seriale na platformach streamingowych? 

Mam czas i oglądam. Oglądam wszystko co mogę, polskie produkcje też. Lubię być zorientowany co się dzieje i jaką kondycję ma rodzime kino. 

A które to Twoje ulubione? 

Ostatnio zachwyciło mnie 1670 i Minuta ciszy. Wydaje mi się, że jako twórcy jesteśmy najlepsi, kiedy nie próbujemy naśladować amerykańskiego „luzu”, tylko sięgamy do nieskończonych pokładów naszego wewnętrznego absurdu. A powiedzmy sobie szczerze – Polacy jako dość mocno doświadczony przez historię naród, musieli wykształcić pewnego rodzaju mechanizmy obronne, które doskonale materializują się w takich produkcjach. Myślę, że w kreacji absurdu i groteski jesteśmy najlepsi. Ostatnio też obejrzałem „Białą odwagę” Marcina koszałki – piękne zdjęcia i historia niełatwa, ale zrealizowana mądrze i z szacunkiem. 

Lubisz żeglować, jeździć motocyklem… czy często dostajesz wyzwania, które pozwalają Ci wykorzystać te umiejętności na ekranie? 

Uwielbiam sport. Towarzyszy mi całe życie. Jeszcze bardziej lubię poznawać nowe dyscypliny. Nieskromnie powiem, że idzie mi to całkiem łatwo. Super w tym zawodzie jest to, że masz możliwość wykorzystania swoich umiejętności, ale również możesz uczyć się czegoś nowego. W produkcji Netflixa „Sexify 2” miałem zagrać hokeistę. Na łyżwach jeździłem dość dobrze, ale z hokejem nie miałem nic wspólnego. Na czas przygotowań dołączyłem do amatorskiej drużyny hokejowej – spodobało mi się na tyle, że zostałem z hokejem do dzisiaj. Czekam na rolę piłkarza. W piłkę gram od zawsze i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wykorzystać to na ekranie. 

Porozmawiajmy o marzeniach. U kogo lub u czyjego boku chciałbyś zagrać najbardziej? 

Chciałbym zagrać z Januszem Gajosem u Wojciecha Smarzowskiego. Wyobrażam sobie kameralną opowieść o ojcu i synu, dziejącą się w bieszczadzkich lasach… 

Kto jest Twoim idolem, zawodowym drogowskazem? 

Jest ich wielu. Zmieniają się w zależności od tego, na jakim etapie życia jestem. Kiedy obejrzę film, który mnie zachwyci, szukam ciekawostek, wywiadów, staram się dowiedzieć, jak ktoś pracował i jak osiągnął efekt, który widzę na ekranie. Oglądam sporo wywiadów z amerykańskimi aktorami, ale nasi polscy mistrzowie też mnie bardzo inspirują. Chciałbym podzielić się pewną historią. Kiedy zaczęła się wojna w Ukrainie, został zorganizowany koncert dla Ukrainy i Ukraińców, podczas którego śpiewali artyści polscy i ukraińscy. W pewnym momencie na scenę wyszedł Andrzej Seweryn i powiedział wiersz Tarasa Szewczenki. Zamurowało mnie. Stałem przed telewizorem i płakałem. To, co zobaczyłem, zrobiło na mnie tak wielkie wrażenie, że na nowo pokochałem zawód, który uprawiam, i zrozumiałem, jak ogromne szczęście mam – móc go wykonywać. Pomyślałem sobie – kurde! – aktorstwo może mieć wielką moc! 

Jesteś związany z poznańskim Teatrem Nowym. W jakiej sztuce można Ciebie obejrzeć teraz lub będzie można zobaczyć jesienią? 

Obecnie w repertuarze jest kilka tytułów z moim udziałem. Te, z których jestem szczególnie dumny i uważam za godne polecania, to „Czerwone nosy” w reżyserii Jana Klaty oraz „Alte hajm/stary dom” Marcina Wierzchowskiego. oraz „Czerwone nosy” w reżyserii Jana Klaty. 

www.jakubwittchen.com

A z której roli – filmowej lub teatralnej – jesteś najbardziej dumny?

Jest to rola Antoniego/Maksa w „Alte hajm/stary dom”. Wydaje mi się, że podczas pracy z reżyserem tego ostatniego – Marcinem Wiechowskim, nastąpił przełom w moim myśleniu o aktorstwie. Mam wrażenie, że zrozumiałem coś, co pomaga mi być lepszym artystą. 

Zbliżają się wakacje. Jakie masz plany: odpoczynek czy może praca nad nowym projektem? 

Fifty fifty. Będę w zdjęciach do dyplomu studenckiego gdyńskiej Filmówki, jest też duża szansa, że będę współpracował ze studentami z monachijskiej szkoły filmowej, ale casting nie został jeszcze rozstrzygnięty. We wrześniu wchodzę na plan kinowej produkcji, ale nie mogę jeszcze zdradzać szczegółów. A pomiędzy tymi projektami postaram się znaleźć czas na odpoczynek. 

Myślisz o przeprowadzce do stolicy… czy w przeciwnym kierunku, za ocean? 

Warszawska syrena śpiewa coraz mocniej, ale na razie się opieram. Na ten moment udaje mi się godzić plany filmowe w Warszawie i pracę teatralną w Poznaniu. W Teatrze Nowym spędziłem 6 lat i śmiało mogę powiedzieć, że jest moim domem. Często sobie żartuję, że gdyby Teatr Nowy w Poznaniu znajdował się w Warszawie, to byłoby idealnie (śmiech). Zobaczymy, co pokaże przyszłość. Na ten moment chciałbym tworzyć i mieszkać w Polsce.